Название: Kobiety niepokorne
Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Социология
isbn: 978-83-7969-963-6
isbn:
Niektóre łodzianki w miejscach odizolowania przebywały kilka dni, inne kilka miesięcy. Najdłużej w ośrodku odosobnienia, tj. od 13 grudnia 1981 roku do 22 lipca 1982 roku, kiedy do zgodnie z dyrektywą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zwolniono wszystkie internowane kobiety, przebywały Bartyzel, Łukasiewicz oraz Sułkowska-Bierezin. Ich internowanie trwało ponad siedem miesięcy (tabela 1).
Ciężkim doświadczeniem było już samo zatrzymanie, zwłaszcza dla kobiet internowanych w pierwszych dniach trwania stanu wojennego. W nocy do ich drzwi zapukała grupa uzbrojonych funkcjonariuszy. Po okazaniu lakonicznie wypełnionej decyzji o internowaniu, choć w niektórych przypadkach w ogóle nie była ona udostępniana zainteresowanym, zabierano je na komendę. Wszelkie próby zdobycia jakichkolwiek informacji na temat przyczyn zatrzymania były bezowocne. Brak wiedzy o tym, że zatrzymanie potrwa dużej, powodowało, że kobiety nie miały możliwości pożegnania się z bliskimi, zostawienia wiadomości i co nie mniej ważne, nie mogły się odpowiednio do tego przygotować. Większość z nich nie była przygotowana na spędzenie nawet jednej nocy w areszcie. Bez ciepłej odzieży, bielizny na zmianę, musiały się zmierzyć z dokuczliwymi warunkami panującymi w placówkach penitencjarnych41.
W czasie zatrzymań kobiety były traktowane bardziej pobłażliwie niż mężczyźni. Wobec kobiet raczej nie stosowano przemocy fizycznej, co nie oznacza, że takie sytuacje nie miały miejsca. Łukasiewicz tak opisuje moment zatrzymania: „Jeden [z funkcjonariuszy – przypis K.O.] pozorował rewizję, drugi chwycił mnie za włosy, zaczął wykręcać ręce, przygiął do ziemi”42.
Trudnym doświadczeniem były także transporty pomiędzy poszczególnymi miejscami odosobnienia. Podróż tak zwaną więźniarką była ciężkim obciążeniem fizycznym, zwłaszcza że większość transportów była nieogrzewana. Łodzianki internowane 13 grudnia 1981 roku początkowo przebywały w zakładach karnych w Łęczycy bądź Sieradzu, następnie w ośrodku odosobnienia w Olszynce Grochowskiej. W połowie stycznia 1982 roku zostały przewiezione do ośrodka odosobnienia dla wszystkich internowanych kobiet, który został utworzony w Gołdapi43. Kilkunastogodzinny transport do tego miejsca był ciężkim sprawdzianem z wytrwałości. Kobiety nie dostały na tę podróż żadnego prowiantu, a na odpoczynek i załatwienie potrzeb fizjologicznych przewidziany był tylko jeden postój44. W przypadku kobiet internowanych na początku trwania stanu wojennego należy zwrócić uwagę na towarzyszące im napięcie psychiczne. Pomimo że jeden z żołnierzy poinformował je, że zmieniają tylko miejsce odizolowania, to jednak kierunek transportu oraz bliskość Gołdapi z granicą ze Związkiem Radzieckim, powodował, że wyobraźnia podsuwała im różne scenariusze, co do ich dalszego losu. Kobiety bały się tego, że zostaną wywiezione z Polski45.
Przebywając w ośrodku odosobnienia, łodzianki starały się żyć normalnie, tak aby obciążenie psychiczne odsunąć od siebie wszelkimi możliwymi sposobami. Wspólnie z innymi kobietami organizowały różnego rodzaju zajęcia – kursy językowe, gimnastykę, wykłady, występy artystyczne. Było to konieczne dla zachowania w miarę dobrej kondycji psychicznej w warunkach, w jakich się znalazły, zwłaszcza że sytuacja formalna internowanych była niejasna. W przypadku więźniów była ona o tyle łatwiejsza, że znali oni termin zakończenia wyroku. Internowani natomiast byli tej świadomości pozbawieni. Nie wiedzieli, kiedy opuszczą ośrodek i jakie są dalsze plany co do ich losu46.
W czasie internowania rozgrywały się także dramaty rodzinne. Część kobiet była matkami posiadającymi jeszcze małe dzieci, w przypadku niektórych łodzianek także pozostali członkowie rodziny – mężowie, bracia – zostali internowani. Bliscy, którzy chcieli odwiedzić internowane kobiety stawali przed trudnym wyzwaniem. Podróż pociągiem z Łodzi do Gołdapi trwała około czternastu godzin. Od dworca w Gołdapi do ośrodka odosobnienia trzeba było pokonać jeszcze blisko sześciokilometrową trasę. Po takiej ciężkiej podróży zdarzało się, że członkowie rodziny musieli jeszcze długo czekać przed szlabanem zanim wpuszczono ich na teren ośrodka. Atmosferę odwiedzin dobrze oddała Dmochowska:
Wtedy po obu stronach widziało się rozgorączkowanie, sztuczne wesołe twarze, okrzyki bez sensu, […] rozmowy, pytania, pocałunki pod okiem strażniczek, uściski rąk, często łzy, zwłaszcza przywiezionych przez ojców lub dziadków dzieci. A po wyjeździe bliskich dzwoniąca w uszach cisza i przejmujący smutek w sercu47.
Według przepisów prawnych dotyczących internowania, internowana osoba, która posiadała małoletnie dzieci, które wskutek internowania pozostałyby bez opieki, miała prawo wskazać osobę, która miałaby tę opiekę tymczasowo sprawować. Jeśli nie było takiej możliwości dzieci były umieszczane w domach dziecka48. Nie zawsze jednak te procedury były przestrzegane. Kinga Dunin córka internowanej łodzianki Dunin-Horkawicz, także została internowana. Zatrzymano również jej męża, a pięciomiesięcznego synka kazano zabrać ze sobą na komendę. Tam bez słowa jedna z funkcjonariuszek zabrała Dunin niemowlę, nie udzielając matce żadnych informacji na temat dalszych planów wobec jej dziecka. Dla Dunin-Horkawicz, widok zrozpaczonej córki, którą umieszczono w tym samym ośrodku odosobnienia i lęk o losy wnuka był jednym z najgorszych przeżyć, jakich doznała podczas internowania. Łodzianki solidarnie domagały się zwolnienia Dunin, grożąc protestem głodowym. Ostatecznie matka małego Stasia mogła opuścić miejsce odosobnienia49.
W każdym ośrodku funkcjonariusze SB prowadzili działalność, której celem było nakłonienie internowanych do podpisania deklaracji o lojalności. Aby to osiągnąć, SB sięgała po różne metody, jak relacjonuje Dmochowska kobiety „straszono procesami, studentkom mówiono o tym, że studia zostały wznowione, że nigdy nie dogonią koleżanek, matkom małych dzieci, że ich synkowie czy córeczki zaczęły się jąkać czy moczyć w nocy z nerwów i tęsknoty, starsze dzieci się nie uczą, mężowie chodzą samopas” 50. Choć kobiety zdawały sobie sprawę, że przekazywane informacje są nieprawdziwe, potem w ogóle odmawiały uczestnictwa w tego typu rozmowach, to samo doświadczenie ich było przygnębiające. Oprócz tych metod SB instalowała w pokojach internowanych podsłuchy oraz umieszczała w ośrodkach tajnych współpracowników51.
Według zamierzeń władz internowanie miało ostudzić zapał osób podejmujących działalność opozycyjną. W przypadku łodzianek zabieg ten okazał się jednak mało skuteczny. Po wyjściu z ośrodka odosobnienia kobiety stały się jednak bardziej nieufne i przez pewien czas towarzyszyło im poczucie ciągłego zagrożenia52. Sułkowska-Bierezin, która zdecydowała się na emigrację do Stanów Zjednoczonych, nie była w stanie udzielić wywiadu dziennikarce z Radia Wolna Europa (RWE). Towarzyszył jej irracjonalny lęk przed tym, że jest podsłuchiwana. Pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku wykryła ona u siebie w mieszkaniu aparaturę podsłuchową. Sułkowska-Bierezin relacjonuje, że dopiero po opuszczeniu pomieszczenia mogła swobodnie udzielić wywiadu53.
Po zwolnieniu z internowania siedem łodzianek zdecydowało się na wyjazd emigracyjny. Co nie zawsze oznaczało rezygnację z działań na СКАЧАТЬ
41
Szerzej na ten temat zob.: Z. Gromiec (red.),
42
Z. Łukaszewicz,
43
Szerzej na ten temat zob.: E. Rogalewska (red.),
44
Z. Gromiec,
45
M. Dmochowska,
46
Relacja Ewy Sułkowskiej-Bierezin, 29 października 2010 roku.
47
M. Dmochowska,
48
Dz. U. 1981 nr 29 poz. 159, Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 12 grudnia 1981 r. w sprawie zasad postępowania w sprawach o internowanie obywateli polskich, http://isap.sejm.gov.pl/, [dostęp: 20 czerwca 2015 roku]
49
Z. Gluza (red.),
50
M. Dmochowska,
51
M. Zwolski,
52
C. Dunin-Horkawicz,
53
E. Sułkowska-Bierezin,