Название: Rebel Fleet Tom 1 Rebelia
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-65661-88-3
isbn:
Przeciwnicy zorientowali się, że ich dostrzegliśmy, i wydali dziki okrzyk bitewny. W ich oczach zalśniło coś zwierzęcego – pewnie błysk gniewu, jakim napełniały ich symy. Sądzę, że nikt z nas nie byłby tak agresywny, gdyby nie to bezustanne podjudzanie. W obliczu zagrożenia stawaliśmy się zwierzętami, w mgnieniu oka odrzucając tysiące lat cywilizowanych zachowań.
W odpowiedzi moja drużyna też zaczęła wydawać gardłowe odgłosy. Nie miałem pojęcia, czemu sym nie wpływa na moje emocje równie mocno, ale od razu rzucało się to w oczy.
Ruszyłem na flankę po prawej ręce Samsona. Dalton stanął po jego lewej. Z tyłu zostali najsłabsi członkowie drużyny, Gwen i doktor Chang.
Wrogowie zaszarżowali, ale utraciwszy element zaskoczenia, niektórzy zawahali się i zostali nieco z tyłu. Troje z nich zaatakowało naszą trójkę stojącą w pierwszym rzędzie. Zaczęliśmy walczyć.
Dalton rzucił się naprzód, szybki jak kot, i kopnął większego przeciwnika w rzepkę. Facet padł, wyjąc z bólu. Próbował przytrzymać się kamienia, ale Dalton zmiażdżył mu palce. Nieszczęśnik spadł w szczelinę między głazami i wydał potworny skrzek, gdy podłoga zaczęła go przypalać.
Samson mocował się z przeciwnikiem. Wykorzystując swoją wielką siłę, rzucił go w kierunku szczeliny. Niestety, mężczyzna trafił w Daltona, więc Samson niechcący strącił ich obu.
Teraz stanął przede mną mój adwersarz. Był wysokim, tyczkowatym mężczyzną. Zadał pchnięcie pałką, chcąc mnie nią dotknąć. Wiedziałem, że muśnięta czubkiem broni kończyna natychmiast zdrętwieje, a facet miał przewagę zasięgu, więc się wycofałem.
W tym momencie Gwen, zgięta wpół, rzuciła się na niego i zmiażdżyła mu palce u stóp swoją pałką. Byłem pod wrażeniem jej nagłego przypływu odwagi. Przeciwnik zachwiał się, więc z całej siły rąbnąłem go w głowę. Padł nieprzytomny.
I nagle było po walce. Pozostali dwaj uciekli.
Rozejrzałem się za Daltonem. Doktor Chang zrobił dobry użytek ze swojej pozycji na tyle formacji. Leżał przytulony do wielkiego, płaskiego kamienia i trzymał Daltona za tunikę. Zmotywowany bólem mężczyzna wdrapał się po ręce i plecach Changa, a potem padł na płaską powierzchnię głazu, dysząc ciężko. Lewą nogę miał zakrwawioną i sztywną, a znad obu stóp unosił się dym.
– Udało się – powiedziałem.
Gwen pokręciła głową. Wskazała do góry.
Walka na szczycie skały wciąż trwała, ale zaraz miała dobiec końca. Z trzyosobowej drużyny zostało dwóch członków, a jeden wyglądał na półżywego.
– No dalej – powiedziałem. – Skończmy to.
Wspięliśmy się i stanęliśmy naprzeciw grupy na szczycie. Dotarłszy na miejsce, z zaskoczeniem rozpoznałem jedną z twarzy. Nie tylko ja.
– Jones? – zapytał Samson. – Kurde, nie wierzę.
Komandor porucznik Jones stał wyprostowany i spoglądał na nas z góry niczym prawdziwy król. U jego stóp leżał jakiś Azjata. Mocno oberwał, ale ciągle się ruszał.
Odliczanie na suficie zostało wznowione od trzydziestu trzech.
– Jones – powiedziałem – nie chcę z tobą walczyć. Mamy przewagę liczebną. Cofnij się.
– Odmawiam, Blake – odparł. – Przewyższam cię stopniem w marynarce. To ty się cofnij.
Przez kilka sekund mierzyliśmy się wzrokiem. Wreszcie Samson zaatakował.
– Mam tego, kurwa, dość! – ryknął.
Pałka Jonesa trafiła wielkoluda w głowę i bark, rażąc go prądem, ale Samson nie upadł, tylko pchnął Jonesa bronią w twarz, spychając go z krawędzi.
Dalton i ja pobiegliśmy za Samsonem. Zajęliśmy wzgórze, a reszcie pozwoliliśmy się wycofać. Nie było sensu ich dalej bić. Wyrzuciłem pałkę poprzedników, włożyłem swoją i zaczęło się odliczanie.
Kiedy zegar doszedł do zera, pomieszczenie wreszcie rozbłysło zielenią.
Dziś wygraliśmy… Ale jak wiele czekało nas kolejnych konkurencji?
12
Nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się stało z przegranymi. Po prostu już więcej ich nie zobaczyliśmy. Spędzono nas jak bydło do wspólnej celi. Przynajmniej pozwolili nam zostać razem.
– To wszystko nie ma sensu – powiedziałem. – Po co nas zmuszają, żebyśmy się zabijali? Jeśli chcą armii, czemu nie wezmą wszystkich przyzwoitych kandydatów? Przymuszając nas do wzajemnej eliminacji, sprawiają, że znienawidzimy naszych panów. Poza tym to marnotrawstwo.
– Może interesują ich tylko najlepsi? – powiedział doktor Chang. – Tak sobie rozmyślam o tych zawodach… to znaczy kiedy mój umysł należy do mnie.
Zdążyliśmy już zauważyć, że przytrafiały nam się epizody paranoi. Czasem uzasadnionej, jak wtedy, gdy ktoś atakuje i krzyczy. Kiedy indziej w niewyjaśniony sposób ogarniały nas emocje i wtedy to my przypuszczaliśmy atak.
Byłem chyba jedynym członkiem grupy, który potrafił się w takich chwilach opanować. Rzadko traciłem nad sobą kontrolę. Nie znałem przyczyny – po prostu tak było. Może miało to związek z moim szkoleniem wojskowym. W każdym razie zostałem przywódcą drużyny.
– Myślę, że ci kosmici, kimkolwiek są – kontynuował z namysłem doktor Chang – chcą, żeby służyli im tylko najbardziej bezwzględni wojownicy.
– Hmm – powiedziałem – chyba masz rację. Może to wynika z ich surrealistycznego rozumienia honoru?
– Albo to, albo potrzebują najbardziej barbarzyńskich osobników i nikogo innego.
Żadna z opcji mi się nie podobała.
Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach, gdy pokazano nam kolejną salę. Do tej pory zdążyliśmy zgłodnieć. Byliśmy brudni, a Dalton miał nogę w opłakanym stanie. Na szczęście pozwolono nam trochę odpocząć.
Pomieszczenie było znajome – a pośrodku kamień z pięcioma otworami. Podeszliśmy razem i włożyliśmy tam rurki, a potem wyciągnęliśmy je.
Wypełniały je czyste ubrania, ciasno zwinięte obok elastycznych plastikowych butelek z jakimś podobnym do wody płynem.
Dalton natychmiast się go napił, a resztą polał pokiereszowane nogi i stopy. Aż syknął z rozkoszy.
– Jak smakuje? – zapytał Samson.
– Jak mysie szczyny – odpowiedział z zamkniętymi oczami. – Ale pomaga na nogi.
Pozostali też polali płynem swoje rany i napili się. Miał słony, oleisty smak oraz temperaturę ludzkiego ciała. Zaraz СКАЧАТЬ