Название: Zgiełk wojny. Tom 3. Cel uświęca środki
Автор: Kennedy Hudner
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-65661-37-1
isbn:
Zespół wślizgnął się do jej pokoju, wywiesił tabliczkę „nie przeszkadzać” na drzwiach i wziął się do pracy. Najpierw wciągnął maszynę na kółkach. Nie miała nazwy, mówiło się o niej „maszyna”. Cały zespół wiedział, co robiła. Sprawdzili, czy Gilmore wciąż pozostaje nieprzytomna. Niektórzy dziwnie reagowali na środki usypiające, ale Gilmore po prostu spała. Potem zespół podał jej silniejsze środki. Gdy tylko się z tym uporał, wywiercono dziewczynie w czaszce szesnaście otworów i w każdym umieszczono sondę, połączoną cienkimi drutami z maszyną.
A potem wprowadzili „ducha”. Oficjalna nazwa w tilleckim była znacznie dłuższa i oznaczała sobowtóra, pozbawionego duszy i wspomnień, jednak wszyscy używali określenia „duch”. Duch był savakiem spłodzonym w sztucznej macicy i zoperowanym tak, aby wyglądał identycznie jak wybrane osoby z Victorii. Na liście znajdowało się trzysta możliwych celów, dlatego przygotowano trzysta duchów, wychowanych i zoperowanych, aby były gotowe do użytku, gdy tylko nadarzy się okazja. Kiedy Sharon Gilmore zarezerwowała pobyt na Darwinie, jej duch już był przygotowany. Wykonano zdjęcia, aby wiedzieć, jaką dziewczyna nosi fryzurę, i dopasowano taką samą u sobowtóra. Ducha nauczono również języka, którym mówił z takim samym akcentem jak oryginał, poznał też historię edukacji Gilmore i jej rodziny. Nauczono go, aby mógł pełnić obowiązki Sharon na pokładzie okrętu „Lwie Serce”, przynajmniej przez dzień lub dwa, nawet trzy, jeśli zajdzie potrzeba. Te umiejętności stanowiły słaby punkt planu, ale liczono się z ryzykiem. Cesarz postanowił zdać się na szczęście.
Miał przecież maszynę. Duch musiał posiąść ostatnie wspomnienia, żeby wiedzieć, co ofiara niedawno robiła i z kim rozmawiała. Maszyna mogła nawet przekazać duchowi uczucia Gilmore wobec spotykanych ludzi. Przypominało to trochę oglądanie bardzo intymnego nagrania, odtwarzanego tak, aby minuta zawierała informacje z jednej godziny życia Gilmore przez ostatnie trzydzieści dni.
Duch został podłączony do maszyny. Dowódca zespołu podał medykament, który wybudził kobietę ze śpiączki. Zespół nie wiedział ani go nie obchodziło, dlaczego cel musi być świadomy i przytomny podczas transferu pamięci. Zajęło to dwanaście godzin. Procedura nie należała do przyjemnych. Jedyny, który przeżył odbieranie wspomnień, twierdził, że było to jak obdzieranie ze skóry tępym, zardzewiałym nożem.
Wszyscy savakowie wiedzieli, czego się spodziewać, i przystąpili do transferu pamięci z dystansem właściwym zawodowcom. Ich troska koncentrowała się jedynie na czasie trwania i organizacji zadania, a obawy dotyczyły wyłącznie tego, że ktoś mógłby przypadkiem wykryć, co robią. Fizyczne skutki, odczuwane przez cel, były bez znaczenia, dopóki nikt nie słyszał krzyków.
Sharon Gilmore nie miała jednak tyle szczęścia.
Obudziła się powoli. Nie wiedziała, gdzie się znajduje ani czemu jest taka otępiała. Potem uświadomiła sobie, że nie może ruszyć ani ręką, ani nogą. Sytuacja już wyglądała na złą, ale okazała się jeszcze gorsza, gdy dziewczyna otworzyła oczy. Nad nią pochylał się mężczyzna. Przyglądał się jej jak obrzydliwemu robalowi.
Sharon Gilmore wrzasnęła. A przynajmniej próbowała. Usta miała zaklejone taśmą, udało się jej wydobyć z gardła jedynie stłumione charczenie, ledwie słyszalne w pokoju, a co dopiero za zamkniętymi drzwiami. Dziewczyna chciała poruszyć głową, ale nie mogła. Czuła tylko mrowienie i ukłucia pod włosami, coś…
I wtedy zalała ją fala dzikiej, prymitywnej paniki. Sharon wrzasnęła mimo zaklejonych ust, napięła mięśnie szyi, żyły wystąpiły na skroniach, a w oczach błysnęło bezwolne przerażenie. Jej stłumione krzyki niosły się cicho po pokoju, zanim wreszcie umilkła z wyczerpania.
Nieznajomy mężczyzna znowu się nad nią pochylił.
– Sharon? Sharon, słyszysz mnie? – Miał przyjemny głos, jak spiker wiadomości, głęboki i kojący. – Wiem, że jesteś przerażona, ale wszystko będzie dobrze. Miałaś wypadek i zraniłaś się w głowę. Jesteś w szpitalu, musimy przeprowadzić zabieg. Może trochę boleć, ale zajmiemy się tobą i wszystko będzie dobrze. Obiecuję – zapewnił z powagą. Pokrzepiająco ścisnął jej dłoń, potem skinął głową komuś poza zasięgiem wzroku Sharon.
I wtedy zaczął się prawdziwy ból.
Po dwunastu godzinach była ledwie przytomna. Krew spływała jej z kącika ust, w trakcie zabiegu ugryzła się w język. Skórę miała mokrą od potu, dawno już nie panowała nad pęcherzem. Dowódca zespołu nucił pod nosem podczas sprawdzania odczytów instrumentów, a potem zadał duchowi serię pytań.
Duch również się zmienił. Zdawało się, że wchłonął osobowość Sharon Gilmore. Przyjął inną postawę, mniej przypominał wyhodowanego sztucznie savaka, bardziej kobietę, które umysł i ciało poznał całkowicie. Podobało jej się to, czego się dowiedziała.
– Opowiedz mi o kapitanie Ederze – rozkazał dowódca zespołu.
– No cóż… – Duch-Sharon podparła palcem podbródek w geście zamyślenia, którego wcześniej nigdy nie używała. – Doskonały oficer, z którym dobrze się pracuje. Bardzo wymagający, ale stara się być uprzejmy. Traktuje nas jak doświadczonych zawodowców, w przeciwieństwie do wielu innych oficerów. – Skrzywiła się i pochyliła do rozmówcy konfidencjonalnie. – Czasami zachowują się jak dupki.
– Ale co myślisz o kapitanie Ederze osobiście? – naciskał dowódca zespołu.
Duch-Sharon zachichotała.
– Chętnie bym poznała go bliżej. Przystojniak, porusza się z taką gracją… Na pewno jest dobry w łóżku.
– Kapitan zdaje sobie sprawę, co o nim myślisz?
Duch-Sharon wyglądała na wstrząśniętą.
– Nie! Jak możesz nawet tak myśleć? Załoga mostka to zawodowcy. Ja… Doprawdy, to by było bardzo niestosowne!
Powiedziała to całkowicie spontanicznie i szczerze, dlatego dowódca uznał, że transfer pamięci przebiegł prawidłowo. Pozostała tylko jedna próba.
– Ku chwale cesarza! – rzucił ostro.
Duch-Sharon wyprostowała się czujnie.
– Służę i ginę dla cesarza!
Dowódca z satysfakcją skinął głową. Rozejrzał się po pokoju. Sharon Gilmore, ta prawdziwa, leżała na łóżku, wstrząsana drżeniem, a z jej czaszki wciąż wystawały druty. Oczy miała półprzytomne, z ust ciekła strużka śliny. Patrzyła na zespół bez świadomości.
Dowódca przywołał jednego z podwładnych, który podał kobiecie zastrzyk z potasu – dawkę wystarczającą do zatrzymania pracy serca. Gilmore zadrżała jeszcze parę razy, potem opadła bezwładnie do wieczności. Nigdy nie dowiedziała się, co właściwie się stało ani dlaczego.
– Pozbyć się ciała zgodnie z planem – rozkazał dowódca reszcie, a potem odwrócił się do ducha-Sharon. – Jesteś teraz Sharon Gilmore. Za dwa dni wrócisz na Kornwalię, dlatego powinnaś się trochę opalić. Postaraj się uniknąć oparzeń słonecznych. – Przyjrzał się duchowi uważnie. – Wiesz, co masz robić, gdy znajdziesz się na Kornwalii?
СКАЧАТЬ