Magia ukryta w kamieniu. Katarzyna Grabowska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Magia ukryta w kamieniu - Katarzyna Grabowska страница 22

Название: Magia ukryta w kamieniu

Автор: Katarzyna Grabowska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-7835-661-5

isbn:

СКАЧАТЬ kolejne pytanie.

      ‒ Zaprawdę dziwne i nieznane mi nazwy wymieniasz.

      ‒ Dobra. To jakie miasta, państwa lub księstwa znasz? – Przez moment miałam ochotę dodać „na literkę s”, tak jak w grze, w którą lubiłam grać w dzieciństwie.

      ‒ Kantonię, Percewaldię, Grundię – zaczął wyliczać, a mnie z każdą kolejną nazwą coraz bardziej jeżył się włos na głowie, oczywiście o ile to tylko możliwe.

      ‒ Czy one są w Europie? – To była ostatnia deska ratunku. Być może moja znajomość średniowiecznych map pozostawiała wiele do życzenia, ale przecież chyba nawet w tak zamierzchłych czasach ludzie wiedzieli, na jakim kontynencie żyją?

      ‒ Również nie znam – odpowiedział tak spokojnie, że aż zwątpiłam.

      To gdzie ja się, do licha, znalazłam?

      ‒ A jaki rok mamy? – Głos drżał mi lekko.

      ‒ Rok siódmych łowów. – To określenie słyszałam już wcześniej.

      ‒ A miesiąc, dzień? Powiesz mi coś więcej?

      ‒ Dzień ostatniej uczty przed łowami.

      ‒ Macie w ogóle jakąś rachubę czasu? Kalendarz?

      ‒ Łowy określają ramy czasowe.

      ‒ A co było przed nimi? Sam mówiłeś, że to rok siódmych łowów. Co było przed pierwszymi łowami?

      ‒ Szczęście – odpowiedział krótko. – Ale to minęło i książę zakazał używać kalendarzy. Nie ma czasu, nie ma nic. Jest tylko zemsta. Tak powiedział i tak jest.

      ‒ Powiesz mi, o co chodzi z tymi łowami?

      ‒ Nie teraz. – Spojrzał w stronę drzwi. – Za długo już siedzimy sami. Comta gotowa zaraz tu wejść. Nie powinienem z tobą rozmawiać. Nie powinienem zdradzać ci sekretów Burii.

      ‒ A jednak zrobiłeś to – zauważyłam. – Dlaczego?

      ‒ Bo ja też obcy tu jestem. Mistrz Dewin życie mi uratował i opieką otoczył, ale zawsze, na każdym kroku, dawał odczuć, że jestem dla niego jeno przybłędą. Pragnąłem trochę uczucia, jakim rodzice swe dzieci darzą, a dostawałem tylko miskę strawy i dach nad głową. I nikt mnie nigdy nie potraktował jak swego. Nawet teraz, gdym już dorosły i praktykuję u mistrza. Jego wolą wzywać, na mnie z ukosa patrzą. Tak jak i ty żyję tu, bo muszę, ale ty chociaż wiesz, gdzie twoje miejsce. Ja nie wiem o sobie nic.

      Zrozumiałam, że dla Ewena byłam kimś bliskim, kimś, kto znalazł się w podobnym położeniu. Zaufał mi, gdyż sam potrzebował zaufania.

      ‒ Dziękuję. – Wyciągnęłam do niego prawą rękę. – Zapewniam cię, że zawsze możesz na mnie liczyć. Mam tyle pytań, ale z chęcią odpowiem także na wszystkie twoje zapytania. Zawrzyjmy pakt, umowę, dzięki której będziemy mieć pewność, że możemy na sobie polegać.

      ‒ Pakt? – Spojrzał na moją dłoń, ale nie wyciągnął swojej.

      ‒ Takie przymierze.

      Czekałam, aż wykona jakiś ruch, ale on tylko patrzył na mnie w zamyśleniu, tak jakby zastanawiał się, czy zaproponowana umowa korzyści mu jakieś przyniesie. Wreszcie powoli podniósł rękę i nasze palce się spotkały. Jego uścisk był silny i zdecydowany.

      ‒ I jak nasze niebożątko? – Skrzypienie drzwi było sygnałem, że zaniepokojona zbyt długim pozostawieniem nas samych do komnaty odważyła się zajrzeć Comta. Na pewno od dłuższej chwili walczyła z ciekawością i w końcu nie wytrzymała.

      ‒ Już wszystko dobrze. Właśnie miałem wychodzić. – Ewen mrugnął do mnie i puścił moją dłoń. Nachylił się jeszcze nade mną, tak jakby wsłuchiwał się w bicie serca. – Uważaj na wino na uczcie – wyszeptał, tak że tylko ja mogłam go usłyszeć. – Ono nie jest zwyczajne. Ma wzmagać odwagę rycerską. Pod żadnym pozorem nie pij z kielicha złotego, co krążyć będzie po izbie.

      Wyprostował się, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć i odwrócił się w stronę służącej.

      ‒ Wasz gość zdrów jak ryba. Nic jej nie będzie. Baczcie tylko, coby się nie przeziębiła. Może warto w kominku większy ogień rozpalić, bo zimno tutaj okrutnie.

      Wyminął Comtę i nawet się nie oglądając, wyszedł z komnaty.

      ‒ Ale mi panienka stracha napędziła! – zaczęła utyskiwać korpulentna dwórka, załamując przy tym teatralnym gestem ręce.

      Widząc jednak, że nie mam ochoty rozmawiać, podeszła do kominka i wrzuciła do niego kilka szczap, schowanych do tej pory w stojącej w kącie drewnianej skrzyni, której wcześniej nie dostrzegłam. W kominku palił się maleńki ogień, który wcale nie dawał ciepła. Tlił się chyba tylko po to, by podtrzymać żar. Comta wzięła gruby drąg i poszturchała wrzucone szczapy, układając je w żarze. Drewno musiało być suche, bo płomyki niewidocznego niemal ognia zaczęły rosnąć i obejmować wrzucone drewno.

      Patrzyłam w ogień, tak jakbym w nim mogła odnaleźć wyjaśnienie tego, gdzie się znajduję i jak się uratować. Już wiedziałam, że nie znalazłam się tak po prostu w średniowieczu. Tego miejsca nie było też na żadnej znanej mi mapie. Może rozum płatał mi figle, ale nabrałam pewności, że przekroczyłam granice światów i trafiłam do krainy, o której „u nas” nikt nie ma pojęcia.

      Byłam bardzo, bardzo daleko od domu i najprawdopodobniej nie miałam szans na powrót. Moje położenie było opłakane, ale czy w związku z tym powinnam się poddać? Człowiek ma to do siebie, że nawet w najtragiczniejszej sytuacji szuka ratunku. Co było moją szansą? Musiałam zebrać wszystkie siły. Musiałam przestać się nad sobą użalać. Przymierze, które zawarłam z Ewenem, stanowiło pewnego rodzaju deskę ratunkową. Już nie tonęłam w bezdennej rozpaczy, teraz dryfowałam po wzburzonym oceanie. Czy dopłynę do brzegu?

      XII. RYZYKOWNY KROK

      Comta zajęła się mną naprawdę bardzo sumiennie, tak jakby czuła się winna mojego wcześniejszego zasłabnięcia. Wprawdzie zachowałam się wobec niej podle, udając nagłe omdlenie, ale dzięki temu wreszcie zdobyłam garść cennych informacji, a co więcej – sprzymierzeńca. Wprawdzie nie miałam pojęcia, w jaki sposób ponownie skontaktuję się z Ewenem, ale byłam pewna, że on sam o to zadba.

      Rozpalony w kominku ogień wesoło buzował, sprawiając, że chłodne pomieszczenie powoli wypełniało się ciepłem. To było bardzo przyjemne uczucie. Nie jestem fanką zimy i każdy chłodniejszy dzień to dla mnie prawdziwa męczarnia, a pogoda w Burii raczej nie rozpieszczała mieszkańców.

      Dwie służące, których wcześniej nie widziałam, ubrane w proste, workowate wręcz szare suknie, przyniosły drewniany cebrzyk. Unosząca się z niego para świadczyła, że jest pełen gorącej wody. Dziewczyny przelały ją do srebrnej misy, ustawionej przez Comtę na ławie.

      ‒ Panienka СКАЧАТЬ