Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach - Evan Currie страница 3

Название: Hayden War. Tom 1. Na Srebrnych Skrzydłach

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-64030-74-1

isbn:

СКАЧАТЬ i kośćmi. Wygenerowany impuls radiowy miał niską moc, podobnie jak te używane w ogromnych składach magazynowych przy inwentaryzacji. Teraz należało tylko poczekać na odpowiedź.

      Długa lista pojawiła się na wyświetlaczu prawie natychmiast. Obejmowała każdy sprzęt elektroniczny w promieniu dwustu metrów, od dziecięcych zabawek po maszyny rolnicze. To były ciekawe dane, ale sierżant interesowały przedmioty znajdujące się na samym szczycie listy, w osobnej kategorii.

      Raport z poszukiwania sprzętu

      1 x hełm bojowy – przydział: sierżant Sorilla Aida, nr ewid. 273563926;

      1 x karabin szturmowy M140 – przydział: sierżant Sorilla Aida, nr ewid. 273563926;

      40 x magazynek 75 nb. 12,9 mm SP-E – przydział: sierżant Sorilla Aida, nr ewid. 273563926;

      1 x polowa ładowarka – przydział: sierżant Sorilla Aida, nr ewid. 273563926;

      3000 x 12,9 mm nb. SP-E – przydział: sierżant Sorilla Aida, nr ewid. 273563926.

      Lista ciągnęła się dalej, ale Aida zignorowała ją, mrugnięciem powiek nakazując lokalizację wyłącznie sprzętu wojskowego.

      Po kilku sekundach otrzymała wyniki.

      Dwadzieścia metrów, azymut magnetyczny piętnaście stopni.

      Oprogramowanie wykrywające istoty żywe meldowało o obecności około pięciuset osób, z czego czterysta znajdowało się w bezpośrednim sąsiedztwie. Sorilla nie wiedziała, czy to powód do zmartwienia, czy wręcz przeciwnie. Musiała przekonać się o tym jak najszybciej. Wcześniej, oczywiście, odzyskując swój sprzęt.

      – Proc, pełna moc bojowa.

      Kombinezon nie zmienił wyglądu, ale kobieta poczuła modyfikację. Spojrzała w górę, a jej oczy błyszczały na zielono, gdy wszczepione w gałki oczne implanty pokazywały obraz w podczerwieni w takiej rozdzielczości, jakby świeciło słońce. Do obrazu zdecydowała się dodać analizę strukturalną.

      Wstała, a węglowe połączenia mięśniowe niemal całkowicie przejęły ciężar jej ciała, sprawiając, że prawie nie odczuwała swojej wagi. Aidę zalała fala zawrotów głowy, ale ponownie ją zwalczyła, tak jak i ból w klatce piersiowej.

      – Proc, uruchomić rdzeniowe obejście nerwowe.

      Komenda mogła wydawać się nieracjonalna, ale jej efektem był natychmiastowy zanik jakiegokolwiek bólu, tak jakby ktoś zmienił położenie wyłącznika z „jeden” na „zero”.

      Zawroty głowy pozostały, gdyż ich źródło znajdowało się powyżej rdzenia, tak więc obejście nie działało na nie, stały się jednak do zniesienia.

      Po pierwsze, musiała się uzbroić.

      – Dwadzieścia metrów, azymut piętnaście – szepnęła, przyjmując pozycję startową i unosząc ramię, by osłonić głowę. – Naprzód...

      Wystrzeliła jak sprężyna, wzbijając się w powietrze. Ramionami splecionymi nad głową uderzyła w cienki dach z siłą wystarczającą, by rozbić go w drzazgi. Jej stopy pewnie stanęły na jego szczycie, a wyczulony słuch uchwycił zdziwione głosy:

      – Co to, do cholery, było?

      – Uwaga!

      – To atak!

      Zignorowała ludzi, jej umysł zajęty był przygotowaniem trajektorii kolejnego skoku, znalazła się w powietrzu, zanim zdała sobie z tego sprawę. Dwadzieścia metrów dzielące ją od jej sprzętu dało pokonać się jednym susem, podczas którego z łatwością rozgarniała gałęzie znajdujące się na drodze.

      Celem była kolejna chata o podobnej konstrukcji jak ta, którą opuściła, więc tuż przed lądowaniem podkurczyła nogi i gwałtownie je wyprostowała. Dach ustąpił pod uderzeniem, a Sorilla wylądowała wśród drzazg i odłamków. Znalazła się na twardej podłodze, automatycznie odwracając się w kierunku krzyku, który usłyszała.

      „To tylko dziecko”.

      Mrugnęła, nieco zaskoczona faktem, że dziewczynka po chwili ciszy znów zaczęła krzyczeć, a głosy na zewnątrz zabrzmiały bardziej alarmująco.

      Sorilla zignorowała małą, zwracając się tam, gdzie powinien znajdować się jej sprzęt, i natychmiast zauważając hełm leżący na skrzyni z wyposażeniem. Uklękła i chwyciła go, otwierając jednocześnie mocowania pokrywy. W chwilę później miała go już na głowie. Hełm zamknął się natychmiast, przytrzaskując nieco włosów. Wykonała kilka szybkich ruchów głową, by pozbyć się tej przeszkody, po prostu wyrywając je. Ręce otwierały już zasobnik transportowy.

      Karabin był załadowany, chwyciła go zatem i odwróciła się w kierunku drzwi, które gwałtownie się otworzyły.

      ***

      Z chaty na środku wsi, która od czasu inwazji zaczęła pełnić rolę „ratusza”, rozległ się krzyk dziewczynki. W pobliżu znajdowało się czterech mężczyzn. Rzucili się ku budynkowi, zostawiając w pośpiechu otwarte drzwi swoich własnych domów. Inni także porzucili swoje zajęcia i czekali, zaskoczeni wprawdzie, ale nie sparaliżowani.

      To, co zwykle ich atakowało, nigdy nie miało odwagi zapuścić się w głąb dżungli, a typowym zagrożeniem, które tu napotykali, były dzikie zwierzęta. Niebezpieczne, ale nie do tego stopnia, by ludzie nie mogli dać sobie z nimi rady.

      Pierwszy człowiek, który wbiegł do chaty, wypadł z niej przez ścianę, rozbijając ją jak konstrukcję z wykałaczek. Jakaś kobieta krzyknęła, nadbiegło więcej mężczyzn, którzy tym razem pamiętali o zabraniu broni. W kolejnej ścianie powstała dziura, po tym jak drugi śmiałek tą drogą opuścił wnętrze, zanim jeszcze pierwszy dotknął ziemi.

      Ze środka nadal dochodził krzyk dziecka. Mieszkańcy wioski biegli z gotowymi do strzału karabinami. Zatrzymywali się w pewnej odległości od chaty i czekali.

      Pobudził ich do działania widok intruza. Kiedy czarna postać, najwyraźniej uzbrojona, opuściła budynek, karabiny przemówiły.

      – Uwaga!

      – Naprzód!

      ***

      Analiza bojowa zakończona – przeczytała Sorilla na lewym implancie rogówkowym. Prawy dostarczał jej danych na temat nadlatujących pocisków, zanim zdążyły się odbić od pancerza.

      Poziom zagrożenia pomijalny.

      „Karabiny myśliwskie” – pomyślała, kierując lufę swojej broni w powietrze, tak by nikogo przypadkiem nie zranić, albo, nie daj Boże, zabić. Wodziła wzrokiem, by potwierdzić odczyt, całkowicie ignorując półcalowy pocisk uderzający w jej hełm. Zabijanie ludzi, którym teoretycznie miała pomagać, nie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Na myśl o wszystkich dokumentach, które później musiałaby wypełniać, przebiegły ją dreszcze. Musiałaby spędzić za biurkiem miesiące, nawet gdyby została oczyszczona z wszelkich zarzutów.

      Poza СКАЧАТЬ