Hybryda. Tom 1. Joe E. Rach
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hybryda. Tom 1 - Joe E. Rach страница 17

Название: Hybryda. Tom 1

Автор: Joe E. Rach

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-272-3203-8

isbn:

СКАЧАТЬ mieszkańcy tej twierdzy na pewno byli pogrążeni w letargu. Byłam teraz jedyną przytomną istotą w tych murach. I bardzo wkurzoną. Kiedy uświadomiłam sobie, że na dworze przepięknie świeci słońce, a ja muszę siedzieć uwięziona z powodu jakiegoś cholernego gnoja, krew we mnie zawrzała. Już chociażby za to czekał go marny los. Zadarł z trzema najpotężniejszymi istotami naszej Rasy i chyba nie miał o tym pojęcia.

      Byłam już prawie pewna, że przywódca spisku i ten, kto wysłał do mnie rozkaz stawienia się w sali przesłuchań, to jedna i ta sama osoba.

      Niewykluczone, że on również stał za śmiercią ADAMA. Musiał mnie bardzo nienawidzić, a ja nie wiedziałam, dlaczego? Przeszukiwałam swoją pamięć, chcąc znaleźć kogoś, komu się czymś naraziłam, ale jedyną osobą, z którą miałam konflikt, był XAWIER – administrator dworu Króla. Sam go wywołał, ale później przeprosił mnie za swoje zachowanie. Widywałam się z nim czasami na dworze Króla i nigdy nie poczułam od niego żadnej złej energii. Poza tym XAWIER nie posiadał takiej mocy, jaką dysponował spiskowiec. Chociaż miał ponad dwa tysiące lat, jego moc była przeciętna. Nie pracował prawie wcale nad jej zwiększaniem. Jego żywiołem było administrowanie dworem i trzeba przyznać, że robił to dobrze. Mimo, że od czasu naszego konfliktu nie znosiłam go, nie mogłam go podejrzewać, bo fakty świadczyły na jego korzyść. Oprócz niego, z nikim nie miałam nigdy na pieńku. Dlatego tożsamość zamachowca nadal pozostawała dla mnie tajemnicą.

      Znużona tymi przemyśleniami, poczułam senność. Wiedziałam, że powinnam się porządnie wyspać przed pierwszym, dłuższym spotkaniem z Wojownikami. Musiałam być przecież w formie. Skuliłam się na twardym i niewygodnym łóżku i mimo wszystko zasnęłam natychmiast.

      ROZDZIAŁ 7

      Obudziłam się dwie godziny przed północą. Byłam wypoczęta; spałam przecież ponad osiem godzin. Przeciągając się, rzuciłam okiem na moją „klatkę”. Przygnębiająca szarość nie zmieniła się ani na jotę. Wyspana czy nie, odbierałam ją tak samo. Nie zamierzając poddawać się przygnębieniu, wstałam szybciutko i wzięłam prysznic. – Odpręż się, oczyść umysł – powiedziałam do siebie w myślach. Gdyby nie odrobina frustracji, która drażniła mój mózg, byłabym całkiem rozluźniona. Skierowałam więc swoje myśli na przyjemniejsze tory, zaglądając do szafy i wybierając strój na dzisiejsze spotkanie. Przebrałam się w spodnie od dresu i czarną, bawełnianą koszulkę. Pozwoliłam sobie na odrobinę narcyzmu, oceniając swój wygląd. Dopasowane spodnie i koszulka ładnie podkreślały moje zgrabne kształty. Wiedziałam, że w tym zestawie wyglądam dobrze, ale nie prowokująco. Włosy przełożyłam do przodu przez lewe ramię, zaplatając je w bardzo luźny warkocz. Koło twarzy zostawiałam kilka niesfornych kosmyków. – Im ładniej będę wyglądała, tym łatwiej mi pójdzie z Wojownikami. Większość facetów to wzrokowcy – zaśmiałam się, mówiąc to na głos.

      Gotowa usiadłam przy stole i czekając, aż ktoś po mnie przyjdzie, sięgnęłam po książkę. Chwilkę przed północą usłyszałam zbliżające się kroki. Któryś z Wojowników otworzył pierwsze drzwi, a następnie odsunął sztabę z drzwi mojej celi. Zapukał lekko.

      – Proszę wejść – powiedziałam.

      W drzwiach stanął Wojownik MIKON. Popatrzył na mnie uważnie, trochę zaniepokojony. Nie zauważając jednak niczego podejrzanego, uśmiechnął się do mnie.

      Szybko wstałam z krzesełka i z szacunkiem złożyłam mu lekki ukłon. Dla nich byłam tylko więźniem, więc musiałam udawać pokorę. W myśl powiedzenia: pokorne cielę dwie matki ssie. Szłam na całość; musiałam się z nimi zaprzyjaźnić, jak najszybciej.

      Zadowolony, skinął mi głową i wskazał na drzwi.

      – Idź przodem – powiedział, przepuszczając mnie w drzwiach.

      Znów szliśmy tym surowym korytarzem. Zdecydowanie brakowało tu kobiecej ręki. Z przyjemnością zawiesiłabym w nim kilka obrazów z mojej kolekcji. Kamienne ściany aż prosiły się o to. – Może kiedyś… – pomyślałam.

      Zatrzymaliśmy się przed jednymi z drewnianych drzwi. Następne w kolejności prowadziły do biblioteki, więc łatwo byłoby mi tu trafić. Wojownik MIKON, poważny i spokojny okaz atrakcyjnego samca, kazał mi je otworzyć. Weszliśmy do przestronnej sali, pełnej przeróżnych przyrządów do ćwiczeń. Taki widok momentalnie dodał mi energii. Bardzo lubiłam ćwiczyć. Ucieszyłam się, że będę mogła dać sobie porządny wycisk.

      Teraz jednak stanęłam spokojnie przy drzwiach, czekając na polecenia. Wszyscy obecni w sali zwrócili się w moją stronę. Powtórzyłam sztuczkę z ukłonem i stanęłam ze spuszczonymi oczami. Robiłam za pokorną, bezbronną owieczkę. Stare sztuczki, które zawsze działały.

      W sali dostrzegłam tylko sześciu Wojowników. Brakowało Mistrza i jednego Wojownika. Domyśliłam się, że wyruszyli przesłuchać rodzinę jednego z unicestwionych spiskowców. Najprawdopodobniej rodzinę Fréderika z Genewy. To on był tą kanalią, która odgrażała się Królowi.

      Wszyscy Wojownicy odpowiedzieli delikatnym skinieniem głowy na mój ukłon, a ZEN podszedł do mnie, wyszczerzając radośnie cały garnitur bieluśkich zębisk.

      – Witaj, KALO – powiedział swobodnie. – Podejdź, przedstawię ci wszystkich.

      Ruszyłam za nim natychmiast, przyglądając się delikatnie spod rzęs tym wspaniałym okazom samców. Ubrani w dresowe spodnie i podkoszulki bez rękawów, prezentowali swoją perfekcyjną muskulaturę, zachwycając mnie tym widokiem. Wzięłam głęboki oddech, starając się nie okazywać otwarcie swojej fascynacji.

      – Już wiesz, że ja mam na imię ZEN, MIKONA też zapewne znasz – zaczął. – Ten blondas to MARCJAN. – Miły blondyn o mocno kręconych lokach uśmiechnął się do mnie. – Ten poważny łysol, to ANAKLET – ponury Wojownik skinął mi głową. – Uważaj na WIKTORA – ostrzegł mnie ZEN. – To zgrywus i lubi robić głupie dowcipy. – WIKTOR zaśmiał się szelmowsko. – A na koniec nasz smutny anioł, czyli ARIEL. – Wcale nie wyglądał na smutnego, kiedy przypatrywał się z ciekawością mojej osobie. – MISTRZA i ALEXANDRA chwilowo nie ma, a ARTUR pozostał z Królem – kontynuował. – Teraz już znasz prawie wszystkich.

      – Bardzo mi miło was poznać, chociaż warunki nie są sprzyjające – powiedziałam cicho. Patrzyłam na nich zauroczona. Wyglądali wspaniale.

      – Teraz zapomnij o problemach – rzucił lekko ZEN. – Lubisz ćwiczyć?

      – Tak, bardzo lubię.

      – W takim razie, co wybierasz na początek? – ZEN najwyraźniej chciał być moim przewodnikiem. Nie miałam nic przeciwko temu. Był miłym, przystojnym olbrzymem o ciemnoblond włosach i piwnych oczach.

      – Bieżnię – odpowiedziałam.

      – No, to chłopaki, do roboty. Nie zróbcie sobie wstydu przed wysportowaną kobietą! – ZEN popchnął mnie delikatnie w kierunku bieżni. Sam wskoczył na drugą.

      Rozpoczęłam od niezbyt szybkiego truchtu. Miałam kilka dni przerwy w ćwiczeniach, więc chciałam się przystosować przez chwilę. Po trzech minutach ruszyłam z całych sił. Teraz dopiero uwydatniły się moje, ukształtowane systematycznym treningiem, mięśnie. W spoczynku moje ciało było gładziutkie, delikatne i kobiece z zaledwie lekko zaznaczonymi mięśniami. Lecz kiedy zaczynałam ćwiczyć intensywnie, stawały СКАЧАТЬ