Szeregowiec. Adrian K. Antosik
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szeregowiec - Adrian K. Antosik страница 8

Название: Szeregowiec

Автор: Adrian K. Antosik

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-7859-159-7

isbn:

СКАЧАТЬ patrząc na coś, co bardziej kojarzyło mi się z filmami s–f niż rzeczywistością. Ale w końcu, kim byłem, żeby negować dzieła myśli ludzkiej. Poczułem jak ktoś daje mi lekkiego kuksańca w ramię. Zerknąłem na sprawcę tego niecnego czynu. Hermes od razu się do mnie głupawo uśmiechnął szczerząc zęby.

      – Ładne cacuszko no nie?

      – Tak jakby – odparłem niepewnie nie wiedząc, co należałoby w takiej chwili powiedzieć.

      – No to rusz zgrabny tyłeczek przepióreczko. Nie ma na co się oglądać, trzeba frunąć do roboty.

      Zerknąłem niepewnie na wpatrującego się we mnie Lokiego. On jedynie poważnie skinął głową. „No cóż – pomyślałem, – co cię nie zabije, to cię wzmocni…” Nim jeszcze pomyślałem o tym, że chciałbym pofrunąć, moje skrzydła machnęły mocno trzy razy tak, że uniosłem się parę cali nad podłogą. Powoli, z delikatnym ociąganiem, zacząłem się wznosić w górę. Byłem już na wysokości podwyższenia, gdy wziąłem głęboki wdech i wleciałem w promień. Poczułem delikatne szarpnięcie podczas przechodzenia przez barierę świetlną. Nim się zorientowałem, leciałem już wielką błękitną drogą, co jakiś czas leniwie ruszając skrzydłami. Nagle dostrzegłem w oddali zarys czegoś, co wyglądało jak kontynent europejski. Z każdą sekundą byłem coraz bliżej. Wszystko działo się tak szybko, że zanim to do mnie dotarło, widziałem pod swoimi stopami dachy budynków. Rozpoznałem dach dawnej uczelni, a tuż obok niego budynki akademickie. Ku swojemu przerażeniu promień kierował mnie prosto na ścianę jednego ze studenckich bloków. Poczułem jak zimny dreszcz przelatuje mi po karku. Wyciągnąłem ręce, by zamortyzować uderzenie, gdy nagle moje dłonie zaczęły przenikać przez materię. Wleciałem do pokoju i zatrzymałem się dwadzieścia centymetrów nad podłogą. Wciąż machając skrzydłami utrzymywałem się w bezruchu. Pokój coś mi przypominał. Przez dłuższą chwilę przyglądałem się rozstawieniu łóżek, krzeseł i biurek. Położenie ich wydawało się znajome. Podleciałem krok do przodu. Gdy dostrzegłem plakat półnagiej dziewczyny na ścianie, olśniło mnie. Byłem w swoim akademickim pokoju, w którym mieszkałem z Arkiem. Poczułem dziwną falę ciepła. Ogarnęła mnie radość, a jednocześnie przygnębienie. Jednak coś dalej wydawało mi się nie tak. W końcu dotarło do mnie, że oprócz wyraźnie widzianego pokoju dostrzegałem jakieś kontury drzew, ruiny domów. Wszystko to było o wiele niżej pod moimi stopami, jakby podświetlone na czerwono i prawie niedostrzegalne.

      – Znowu jakaś szarlatańska sztuczka Lokiego – powiedziałam krzywiąc się.

      – Żadna sztuczka – odezwał się głos w słuchawce – pewnie spostrzegłeś kontury aktualnego wyglądu świata. Aktualnie jesteś na takiej wysokości, że ciężko ci będzie się z nim zetknąć, ale uwierz mi, gdy będziesz kiedyś niżej to nie jest to nic przyjemnego, kiedy śmigając przez ściany nagle wpadniesz na coś, co teraz istnieje na ziemi.

      – Nie rozumiem, o co ci chodzi…

      Zamilkłem w połowie zdania, gdy drzwi, naprzeciwko których stałem otworzyły się. Do środka wszedł wysoki młodzieniec. Bezwiednie przesunął dłonią po krótko ściętych ciemnych włosach. Spojrzał prosto na mnie swoimi smutnymi, zielonymi oczami. Od razu go poznałem.

      – Arek – wyszeptałem. – Cześć stary słuchaj…

      Młodzieniec nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Ruszył do przodu i przeniknął przeze mnie.

      – Co do ku…

      – Dawid – krzyknął Loki w moje ucho.

      – Jezu nie tak głośno! Bębenki mi popękają.

      – Przepraszam. Słuchaj, zapomniałem ci powiedzieć. Nie jesteś materialny w tamtym czasie. Wszystko przez ciebie przenika. Jak najszybciej zacznij naznaczać obiekt. Z tego, co mi wiadomo, gdy wyskoczy przez okno musisz wylecieć na zewnątrz za nim!

      – Przyjąłem!

      Szybko podniosłem prawą rękę do góry i nacisnąłem czerwone kółko. Tuż nad moim nadgarstkiem wyleciał czerwony promień. Trafił prosto w plecy młodzieńca, który nawet tego nie zauważył, zajęty robieniem czegoś przy grzejniku. Wiedziałem, co robił. Powoli wiązał solidne więzy grubego sznura wokół kaloryfera. Nie odrywając wzroku od czerwonego punkciku na plecach mężczyzny ze stoickim spokojem wpatrywałem się w niego jak zakłada sobie pętlę wokół szyi. Powoli otworzył okno na oścież. Dumnie wyprostowany wziął głęboki wdech. Szybko zrobił cztery kroki do przodu wyskakując na zewnątrz. W tym samym czasie, gdy kolega ze studiów zaczął kroczyć ku swemu końcowi, zacząłem lecieć w jego stronę. Usłyszałem jak za mną otwierają się drzwi. Nie obróciłem się, wiedziałem, kto w nich stoi. Bardzo dobrze to wiedziałem. Wyleciałem przez okno tuż za Arkiem. W tym samym momencie czerwone światło lasera zmieniło się na zielone. Od razu nacisnąłem kółko. Coś błysnęło i wiązka zniknęła. Wpatrywałem się jak mój znajomy powoli spada w dół. Podniosłem głowę do góry, gdzie zobaczyłem siebie samego pędzącego do okna, by pomóc współlokatorowi. Widok przerażenia w moich oczach zmroził mi krew w żyłach. Wszystko działo się jak na zwolnionym filmie. W słuchawce rozległ się wystraszony głos Lokiego:

      – Nie wiedzieliśmy, że wyskoczył przez okno! – Krzyknął – musisz go złapać nim spadnie na ziemię. Inaczej zamiast żywego młodzieńca będziemy mieli trupa z przeszłości rozkwaszonego na ziemi!

      Na początku nie zrozumiałem, o czym mówi. „Przecież Arek powiesił się na wysokości trzeciego pięta, a nie roztrzaskał spadając z czwartego” – pomyślałem. Szybko spojrzałem w dół. W tym samym momencie zobaczyłem jak ciało młodzieńca rozdwaja się, a raczej jak przenikając przez sznur jedno ciało wysuwa się z drugiego i spada w dół. Instynktownie zanurkowałem za nim. Nie myśląc o tym, co robię pędziłem na złamanie karku. Na wysokości pierwszego piętra doleciałem do niego. Objąłem go w pasie i z całej siły próbowałem poderwać się powrotem do góry. Nagle ku swojemu zdziwieniu poczułem twarde oparcie pod stopami, zaszumiały liście i usłyszałem trzask łamanej gałęzi. To jednak wystarczyło, żebym wyhamował. Utrzymując się w powietrzu zerknąłem w dół na spadającą połamaną gałąź, a raczej nikły czerwony cień gałęzi ledwie dostrzegalny na tle chodnika, którym tak często chodziłem w czasach studenckich. Spojrzałem na Arka, przyjaciel wisiał bezwładnie na moich rękach. Delikatnie go podrzuciłem obejmując dokładnie w pasie.

      – Loki – powiedziałem – mam go. Zemdlał, ale poza tym chyba wszystko w porządku.

      – Świetnie – wykrzyknął Hermes – teraz wystarczy, że naciśniesz na piersi po stronie serca czerwone kółko, promień powinien pojawić się na dachu akademika.

      – Jakie kółko?

      – Wymacaj ręką, znajdziesz je na pewno. A później leć na dach szybko, bo może nie jest aż tak dobrze z Arkiem jak nam się wydaje.

      – Zrozumiałem.

      Szybko zastosowałem się do polecenia. Delikatnie przeniosłem ciężar kolegi na jedną rękę a drugą zacząłem szukać przycisku. W końcu wymacałem go palcami i nacisnąłem. Powoli zacząłem się wzbijać w górę. Dopiero teraz zaskoczyłem, że na Księżyc wraca się tak samo jak wyrusza z niego. Na moich ustach pojawił się nikły uśmiech, który zaraz zgasł, a przerażenie ogarnęło moje serce, kiedy mijałem trzecie piętro. Zobaczyłem tam bezwładne zwłoki Arka dyndające na wietrze. Przyśpieszyłem ruchy skrzydłami, żeby jak najszybciej СКАЧАТЬ