Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 7

Название: Piętno mafii

Автор: Piotr Rozmus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-809-6

isbn:

СКАЧАТЬ A co się pozmieniało? – Tym razem to Agnieszka założyła ręce na piersi.

      – To, że nie wiedziałam, że jest taki zajebisty. Na profilowym niewiele było widać.

      Obie zerknęły w stronę chłopaka. Miało to być przelotne, dyskretne spojrzenie. Nic z tego nie wyszło, bo Kuba nie spuszczał ich z oczu. Pomachał im, szeroko się uśmiechając. Gest odwzajemniła jedynie Anka.

      – Musisz przyznać, że niezłe ciacho. – Dziewczyna nie dawała za wygraną.

      – Nieważne. Nie idę na żadną imprezę. Jakby matka się dowiedziała, dostałabym szlaban do końca roku.

      – Biorąc pod uwagę, że mamy listopad, chyba warto zaryzykować? Spójrz na niego. Założę się, że ma równie przystojnych kolegów…

      – Skąd w ogóle wiedział, że tu będziesz?

      – Powiedziałam, że idę z przyjaciółką do kina. Skubaniec sprawdził, gdzie grają Planetę Singli, i tadam… – Anka rozłożyła ręce w powietrzu, jakby chciała zaprezentować przyjaciółce magiczną sztuczkę. – Oto jest! Był jeszcze w Heliosie pół godziny przed seansem. Potem przyszedł tu i nas wypatrzył… Wyobrażasz sobie? Wyjątkowo mu zależy. Musimy pójść…

      – Nie idę. O dwudziestej drugiej mam być w domu.

      Anka spoglądała na przyjaciółkę błagalnie.

      – Please, zrób to dla mnie… A kto pomógł ci poderwać Rafała?

      Agnieszka przymknęła oczy. Mogła się spodziewać, że Anka za chwilę wytoczy najcięższe działa. Miała rację. Dwa miesiące temu czekały pod klubem, aż Rafał skończy trening mieszanych sztuk walki. Anka pierwsza się do niego odezwała, przedstawiając Agnieszkę. Spotykali się przez kilka tygodni, choć delikatnie rzecz ujmując, matka Agnieszki nie była entuzjastką tej znajomości. W jej oczach umięśniony, wytatuowany, łysy i trenujący „karate” chłopak nie był wymarzonym kandydatem na zięcia. Dlatego też informację o ich rozstaniu matka Agi przyjęła z wyraźną ulgą.

      – A kto był przy tobie, jak cię rzucił? – przypomniała bezceremonialnie Anka.

      Agnieszka przewróciła oczami.

      – Ty…

      – A kto cię wyciągał z domu i wyrywał ze szponów depresji?

      – Ty…

      – No właśnie. A wiesz czemu? Bo od tego są przyjaciółki. A teraz ja, jako twoja przyjaciółka, błagam cię, chodźmy na tę imprezę. Dwie godziny, góra trzy i wracamy.

      Agnieszka ciężko westchnęła. Wiedziała, że sprawa jest przesądzona. Cokolwiek by teraz zrobiła, cokolwiek by powiedziała, Anka i tak postawi na swoim.

      – To jak będzie? – Anka, nie czekając na odpowiedź, chwyciła przyjaciółkę pod rękę. – Założę się, że jeszcze mi podziękujesz, jeśli spotkasz tam jakiegoś fajnego faceta.

      Ruszyły wolno w stronę nowo poznanego chłopaka. Agnieszka z każdym kolejnym krokiem miała coraz większe wątpliwości.

      5

      Sennym wzrokiem i z głową wspartą na pięści wpatrywał się w galeryjne drzwi. Powieki ciążyły mu coraz bardziej. Pewnie dlatego, że w nocy znowu kiepsko spał. Nie pamiętał już, od jakiego czasu była to norma.

      Kiedy nagle ujrzał dwie znajome sylwetki, natychmiast poprawił się w fotelu, odchrząknął i zerknął na zegarek. Jak długo byli w środku? Nie wiedział dokładnie, ale na pewno wyszli szybciej, niż mógł się tego spodziewać. Zmrużył oczy, jeszcze bardziej wytężając wzrok. Kobieta szła przodem. Chłopak taszczył kilka toreb i próbował dotrzymać jej kroku. Mężczyzna na zmianę wodził spojrzeniem od tej dwójki do szklanych drzwi. Gdzie się podziała dziewczyna? Może poszła do toalety albo właśnie opłaca bilet parkingowy? Pewnie za chwilę do nich dołączy. Mężczyzna obserwował kobietę i chłopca pakujących zakupy do bagażnika, a potem białą toyotę wycofującą ostrożnie i ruszającą w kierunku wyjazdu i zrozumiał, że nic takiego nie nastąpi. Dziewczyna została w środku.

      Zasłonił twarz ręką, kiedy biały SUV przejeżdżał obok. W lusterku wstecznym widział, jak samochód zatrzymuje się przed szlabanem i po chwili znika z pola widzenia. Raz jeszcze zerknął w stronę wejścia prowadzącego do galerii. Co powinien zrobić? Czekanie tutaj było bez sensu. Nawet jeśli dziewczyna opuści centrum za godzinę bądź dwie, zapewne skorzysta z innego wyjścia.

      Pobudził do życia stary dieslowski silnik, który zaczął się dławić. Dodał odrobinę gazu i najpierw pojedyncze kaszlnięcia odbiły się echem od parkingowych ścian, a kiedy obroty motoru wreszcie się ustabilizowały – powoli ruszył w kierunku wyjazdu.

***

      Czasami cieszyła się na samą myśl, że spędzi trochę czasu w samotności. Entuzjazm jednak przygasał w chwili, kiedy zamykała za sobą drzwi i odkładała na szafkę kluczyki od samochodu. Ten dom był zdecydowanie za duży dla ich trójki, a kiedy zostawała w nim sama, zdawał się ją przytłaczać. Nie było kłótni i dobiegających z góry niewybrednych przezwisk. Nie było pytań w stylu: „Widziałaś może moją bluzkę?” albo: „Wyprałaś mi spodenki na trening?”. Nie było odgłosów stóp na schodach, rozmów przez telefon, głośnej muzyki i dźwięków gier wideo. Nawet ich pies, czteroletnia suka rasy chihuahua, był cichy jak myszka. Nie szczekał, nie piszczał, tylko z perspektywy stojącego przy kominku fotela obserwował ją tymi swoimi nienaturalnie wielkimi brązowymi ślepkami. Wszechobecna cisza była tak przejmująca, że momentami Marta miała wrażenie, jakby ktoś wykrzykiwał do ucha jej własne myśli.

      – Zostałyśmy same, Fifi – oznajmiła, spoglądając na zwiniętą w kłębek sukę. W odpowiedzi dostrzegła nieznaczny ruch ogona, uszy położone po sobie i delikatny… uśmiech. Tak, uśmiech. Marta nie miała wątpliwości, że jeżeli jakaś rasa psów potrafiła się uśmiechać, to jest to właśnie chihuahua.

      – Chcesz posłuchać muzyki?

      Uszy na krótką chwilę powędrowały do góry.

      – A może mała lampka wina?

      Łebek psa przechylił się lekko w lewo. Fifi usilnie próbowała zrozumieć, co mówi do niej jej właścicielka.

      – Ja mam ochotę na jedno i drugie.

      Z głośników popłynął aksamitny głos Céline Dion. Wytrawne czerwone wino wypełniło szkło. Marta zamoczyła usta, jednocześnie przymykając oczy. Dobre. Relaks po ciężkim dniu w pracy, chwila wytchnienia od dzieci, czas dla siebie… Jakiś głos z tyłu głowy zachęcał, aby skupiła myśli na marzeniach, których kiedyś miała całe mnóstwo, a które obecnie błąkały się samotnie po zakamarkach jej duszy, zboczywszy z drogi prowadzącej do ich realizacji. Mimo że Marta starała się go posłuchać, to jej uwaga wciąż wędrowała w stronę zdecydowanie bardziej przyziemnych spraw. Musiała przygotować kurczaka w sosie słodko-kwaśnym dla Bartka i sałatkę dla Agnieszki.

      Jej СКАЧАТЬ