Faraon wampirów. Bolesław Prus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 4

Название: Faraon wampirów

Автор: Bolesław Prus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7773-064-5

isbn:

СКАЧАТЬ – z goryczą odpowiedział książę.

      U ich stóp leżała żyzna dolina, widać było kilka chat dla służby i ładny domek rządcy. Rosły tu palmy, wino, oliwki, drzewa figowe z powietrznymi korzeniami, cyprysy, nawet młode baobaby. Środkiem płynęła struga wody.

      Obaj młodzieńcy zeszli na dół, pomiędzy winnice i wtedy usłyszeli kobiecy głos, który śpiewał na tęskną nutę:

      – Gdzie jesteś, kureczko moja, odezwij się! Gdzie jesteś, ulubiona…? Gdzież jesteś, odezwij się…! Pamiętaj, że cię noc zaskoczy i nie trafisz do domu. Odezwijże się, bo rozgniewam się i odejdę, a ciebie porwie jastrząb…

      – Spojrzyj no, Ramzesie, ależ to prześliczna dziewczyna! – krzyknął z podziwem Tutmozis.

      Książę, zamiast patrzeć, wpadł na ścieżkę i zabiegł drogę śpiewającej. Było to istotnie piękne dziewczę z greckimi rysami twarzy i cerą słoniowej kości. Miała na sobie białą powłóczystą szatę, pod przejrzystą zasłoną widać było dziewicze piersi z kształtu podobne do jabłek. Jej czarne włosy skręcone były w węzeł na karku.

      – Kto ty jesteś, dziewczyno? – zawołał Ramzes. Z czoła zniknęły mu groźne bruzdy, oczy się zaiskrzyły.

      – O Jehowo…! Ojcze…! – krzyknęła, a jej aksamitne oczy przybrały wyraz łagodnego smutku. – Skądeś się tu wziął…? – zapytała Ramzesa drżącym głosem. – Tu żołnierzom wchodzić nie wolno.

      – Dlaczego nie wolno?

      – Bo to jest ziemia wielkiego pana, Sezofrisa.

      – Ho! ho! – uśmiechnął się Ramzes.

      – Nie śmiej się, bo wnet zbledniesz. Pan Sezofris jest pisarzem pana Chairesa, który nosi wachlarz nad najdostojniejszym nomarchą Memfis…

      – Ho! ho! ho! – powtarzał Ramzes, śmiejąc się coraz głośniej.

      – Słowa twoje są bardzo zuchwałe – rzekła dziewczyna, marszcząc się. – Gdyby z twarzy nie patrzyła ci dobroć, myślałabym, że jesteś greckim najemnikiem albo bandytą.

      – Jeszcze nim nie jest, ale kiedyś może zostać największym bandytą, jakiego ta ziemia nosiła – wtrącił elegancki Tutmozis, poprawiając perukę.

      – A ty musisz być tancerzem – odparła już ośmielona dziewczyna. – O…! Jestem nawet pewna, że widziałam cię na jarmarku w Pi-Bailos, jak zaklinałeś węże…

      Obaj młodzi ludzie wpadli w doskonały humor.

      – A któż ty jesteś? – zapytał dziewczynę Ramzes, biorąc ją za rękę, którą cofnęła.

      – Nie bądź taki śmiały. Jestem Sara, córka Gedeona, rządcy tego folwarku.

      – Żydówka? – rzekł Ramzes i cień przesunął mu się po twarzy.

      – Cóż to szkodzi… co to szkodzi! – łagodził Tutmozis.

      – Więc jesteście poganami – rzekła Sara z godnością. – Odpocznijcie, jeżeli jesteście zmęczeni, narwijcie sobie winogron i odejdźcie z Bogiem.

      Chciała odejść, lecz Ramzes ją zatrzymał.

      – Stój! Spodobałaś mi się i nie możesz tak nas opuszczać.

      – Zły duch cię opętał. Nikt w tej dolinie nie śmiałby przemawiać w taki sposób do mnie… – oburzyła się Sara.

      – Czymkolwiek jestem, twoja piękność przewyższa moje dostojeństwo – odparł Ramzes namiętnie.

      – Czy myślisz, że Żydówki są mniej słodkie od Egipcjanek? – mówił Tutmozis. – Co prawda nie chcą poprawiać swej krwi, przez co szybko brzydną i się starzeją, są też skromniejsze, ale to tylko ich miłości nadaje wdzięk nadzwyczajny. Miałem przecie trzy Żydówki kochankami… Ważne, by brać je, gdy są świeże!

      – Dotychczas mówiłeś prawdę, ale teraz kłamiesz – odezwała się Sara. – Żydówka nie będzie niczyją kochanką! – dodała dumnie.

      – Nawet kochanką pisarza u takiego pana, który nosi wachlarz nad nomarchą Memfis? – zapytał drwiącym tonem Tutmozis.

      – Nawet…

      – Nawet kochanką tego pana, który nosi wachlarz?

      Sara zawahała się, lecz odparła:

      – Nawet.

      – Więc może nie zostałaby kochanką nomarchy?

      Dziewczynie opadły ręce. Ze zdziwieniem spoglądała kolejno na obu młodych ludzi. Usta jej drżały, a oczy zachodziły łzami.

      – Kto wy jesteście? – pytała zatrwożona. – Zeszliście tu z gór jak podróżni, którzy chcą wody i chleba. Ale mówicie do mnie jak najwięksi panowie… Coście wy za jedni? Twój miecz – zwróciła się do Ramzesa – jest wysadzany szmaragdami, a na szyi masz łańcuch takiej roboty, jakiego w swoim skarbcu nie posiada nasz pan, miłościwy Sezofris.

      – Odpowiedz mi lepiej, czy ci się podobam – nalegał Ramzes, ściskając jej rękę i tkliwie patrząc w oczy.

      – Jesteś piękny jak anioł Gabriel, ale ja boję się ciebie, bo nie wiem, kto ty jesteś…

      Wtem, spoza gór, odezwał się dźwięk trąbki.

      – Wzywają cię, Ramzesie! – rzekł Tutmozis.

      – A gdybym ja był taki wielki pan jak wasz Sezofris? – pytał dalej książę.

      – Ty możesz być… – szepnęła Sara.

      Gdzieś na wzgórzu odezwała się druga trąbka.

      – Idźmy, Ramzesie! – nalegał zatrwożony Tutmozis.

      – A gdybym ja był następcą tronu, czy poszłabyś do mnie, dziewczyno? – zapytał książę.

      – O Jehowo…! – krzyknęła Sara, upadając na kolana.

      Teraz w rozmaitych punktach grały trąbki gwałtowną pobudkę.

      – Biegnijmy…! – wołał zdesperowany Tutmozis. – Czy nie słyszysz, że w obozie alarm?

      Następca tronu prędko zdjął łańcuch ze swej szyi i zarzucił go na Sarę.

      – Oddaj to ojcu – mówił – kupuję cię od niego. Bądź zdrowa! – Podniósł ją, namiętnie pocałował w usta, po czym ona znów padła na twarz i objęła go za nogi.

      Zaczęli biec pędem w stronę głosu trąbek.

      ROZDZIAŁ III

      Następca tronu i jego towarzysz biegli ćwierć godziny po skalistym grzbiecie wzgórza, coraz bliżej СКАЧАТЬ