Faraon wampirów. Bolesław Prus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 2

Название: Faraon wampirów

Автор: Bolesław Prus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7773-064-5

isbn:

СКАЧАТЬ Menfi. Rada pod przewodnictwem ministra wojny San-amen-Herhora, arcykapłana świątyni Amona w Tebach, postanowiła: Następca tronu z dziesięciotysięcznym korpusem, przygotowanym do boju, uda się na wschód, ku granicy ziemi Gosen. W tym czasie jenerał Nitager, naczelny wódz armii, która strzeże bram Egiptu od najazdu azjatyckich ludów, ma wyruszyć od Gorzkich Jezior przeciw następcy tronu.

      Obie armie zetkną się na pustyni w okolicach miasta Pi-Bailos. Następca tronu zwycięży, jeżeli nie da się zaskoczyć Nitagerowi, a więc – gdy zgromadzi wszystkie pułki i zdąży ustawić je w szyku bojowym na spotkanie nieprzyjaciela. W obozie księcia Ramzesa znajdować się będzie sam jego dostojność Herhor i o biegu wypadków złoży raport faraonowi.

      Szesnastego dnia miesiąca Milori, to jest na początku czerwca, dziesięć pułków następcy tronu stanęło obozem przy gościńcu, powyżej miasta Pi-Bailos, wraz z taborem i częścią wojennych machin. Ruchami ich kierował sam następca. On sam zorganizował dwie linie zwiadów, z których dalsza miała śledzić nieprzyjaciół, a bliższa pilnować własnej armii od napadu, który był możliwy w okolicy pełnej wzgórz i wąwozów. Dzięki temu koncentracja właściwego korpusu poszła bardzo szybko i wojska w oznaczonym czasie stanęły pod Pi-Bailos.

      Inaczej było z książęcym sztabem i greckim pułkiem, który mu towarzyszył. Sztab, zebrany w Memfis, miał drogę najkrótszą, więc wyruszył najpóźniej, ciągnąc za sobą ogromny tabor. Prawie każdy oficer, a byli to panicze wielkich rodów, miał lektykę niesioną przez czterech nieumarłych Murzynów, rydwan wojenny, namiot i mnóstwo kufrów z odzieżą, jedzenie oraz dzbany pełne piwa i wina, a także tancerki księżycowe, które za dnia musiały leżeć zamknięte w specjalnych sarkofagach, aby nie padł na nie ani jeden promień słońca. Kiedy ciżba ta wylała się z Memfis, zajęła na gościńcu więcej miejsca aniżeli armia następcy tronu.

      Nocne występy tancerek i śpiewaczek, w chłodzie, pod gwiaździstym niebem, na tle dzikiej natury, tak podobały się młodym oficerom, że ci przesypiali potem całe dnie, zupełnie niezdolni do służby. Zirytowany następca tronu, dowiedziawszy się o poczynaniach swego sztabu, przysłał rozkaz, ażeby jak najprędzej zawrócono nadobne wampirzyce do miasta i przyspieszono pochód.

      Przy sztabie pozostawał jego dostojność Herhor, minister wojny, oficjalnie tylko w charakterze widza. Był to człowiek czterdziestokilkuletni, a jednak wciąż żywy, silnie zbudowany, zamknięty w sobie. Rzadko odzywał się i równie rzadko spoglądał na ludzi spod opuszczonych powiek. Jako kapłan golił zarost i włosy i nosił skórę pantery zawieszoną przez lewe ramię.

      Lektyce jego, dźwiganej przez sześć bezgłowych czarnych półmumii, stale towarzyszył Pentuer, kapłan i pisarz ministra, chudy asceta, który w największy upał nie nakrywał ogolonej głowy. Pochodził z ludu, lecz pomimo niskiego urodzenia i tylko ludzkiej krwi w żyłach, bez żadnych domieszek, zajmował ważne stanowisko w państwie dzięki wyjątkowym zdolnościom.

      Poprzednią noc sztab następcy tronu, wraz z jego dostojnością ministrem, przepędził pod gołym niebem w odległości jednej mili od pułków ustawiających się już do boju w poprzek drogi za miastem Pi-Bailos.

      Wielki był ruch w tej okolicy, mrowiło się wojsko i jego służba. Przodem przeleciał oddział konnych uzbrojony w lance. Za nim pomaszerowali łucznicy w czepkach i spódniczkach, z kołczanami na plecach i szerokimi tasakami u prawego boku. Łucznikom towarzyszyli procarze niosący torby z pociskami i krótkie miecze. O sto kroków za nimi szły dwa małe oddziałki piechoty: jeden uzbrojony we włócznie, drugi w topory. Ci i tamci nieśli w rękach prostokątne tarcze. Nad tym wszystkim unosił się tuman złotego pyłu i falował żar.

      Nagle od straży przedniej przycwałował konny żołnierz i zawiadomił ministra, że zbliża się następca tronu. Jego dostojność wysiadł z lektyki.

      – Bądź pozdrowiony, synu faraona, który oby żył wiecznie – odezwał się Herhor.

      – Bądź pozdrowiony i żyj długo, ojcze święty – odparł Ramzes. – Ciągniecie tak wolno, jakby wam nogi upiłowano, a Nitager najpóźniej za dwie godziny stanie przed naszym korpusem.

      – Powiedziałeś prawdę. Twój sztab maszeruje bardzo powoli.

      – A cóż robi Patrokles?

      – Patrokles z greckim pułkiem eskortuje machiny wojenne.

      – A mój krewny i adiutant Tutmozis?

      – Podobno jeszcze śpi i odnawia krew, którą stracił podczas nocnej zabawy.

      Ramzes niecierpliwie uderzył nogą w ziemię i umilkł. Był to piękny młodzieniec, z twarzą prawie kobiecą, której gniew i opalenizna dodawały wdzięku. Tylko niewielkie podobieństwo do sfinksa zdradzało przymieszkę lwiej krwi w jego żyłach, która doskonale połączyła się z ludzką.

      – Tutmozis to próżniak! – stwierdził następca. Potem, spojrzawszy na świtę, która już go otoczyła, rozkazał najbliższemu z oficerów: – Eunana, idź zbadać drogę przed nami!

      – A może polecisz mi, wizerunku księżyca, teraz zbadać wąwozy? – cicho spytał oficer.

      – Wiem, że jesteś czujny – odparł Ramzes. – Uważaj na wszystko.

      Ledwie Eunana odjechał, na końcu maszerującej kolumny zrobił się jeszcze większy tumult. Ukazał się, roztrącając greckich żołnierzy, młody człowiek odziany w bogato haftowany fartuszek i złotą szarfę przez ramię. Nade wszystko jednak odznaczała się jego ogromna peruka, składająca się z mnóstwa warkoczyków, i sztuczna bródka podobna do kociego ogona. Był to Tutmozis, pierwszy elegant w Memfis, który do tego stopnia stroił się i oblewał perfumami, jakby już nie żył, i na asyryjską modłę starał się ukryć pierwsze znamiona rozkładu.

      – Witaj, Ramzesie! – wołał elegant, gwałtownie rozpychając oficerów. – Wyobraź sobie, że gdzieś zapodziała się twoja lektyka, musisz więc usiąść do mojej, która wprawdzie nie jest godną ciebie, ale nie najgorszą.

      – Rozgniewałeś mnie – odparł książę. – Śpisz, zamiast pilnować wojska, a tymczasem oddział posuwa się bez komendy.

      – Przecież jest minister wojny i wielki Patrokles! Cóż ja przy nich znaczę? Siadaj do mojej lektyki, Ramzesie. Są tam świeże wieńce róż, pieczone ptaszki i dzban wina z Cypru. Żartuj z tego – uśmiechnął się elegant – i raduj podniebienie, zanim wygarbują ci je sodą, tak że przestaniesz czuć wszelkie smaki! Zabrałem też – dodał ciszej i bardziej poufale – sarkofag z Senurą…

      – Dziś nie potrafię myśleć o czym innym aniżeli o armii.

      – Okropny jest w tobie ten pociąg do wojny!

      W tej chwili od straży przedniej przyleciał jeździec. Był to rozgorączkowany Eunana.

      – Erpatre, najwyższe usta! – zawołał oficer, schylając się przed Ramzesem. – Kiedy, zgodnie z twoim boskim rozkazem, jechałem na czele oddziału, pilnie bacząc na wszystko, spostrzegłem na drodze dwa piękne skarabeusze. Każdy ze świętych żuków toczył przed sobą kulkę mumijo w poprzek drogi, ku piaskom. Zatem jak nakazuje pobożność, ja i moi ludzie, złożywszy hołd złotym wizerunkom słońca, zatrzymaliśmy nasz pochód.

      – Widzę, że jesteś prawdziwie pobożnym Egipcjaninem – odpowiedział dostojny Herhor. A zwróciwszy СКАЧАТЬ