Название: Idiota
Автор: Федор Достоевский
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7895-301-2
isbn:
Spotkanie z Kolą skłoniło księcia do tego, aby na krótką chwilę towarzyszyć generałowi podczas wizyty u Marfy Borysowny. Kola był księciu potrzebny; generała postanowił w końcu zostawić i nie mógł sobie wybaczyć, że zdał się na jego pomoc. Wspinali się długo na trzecie piętro kuchennymi schodami.
– Tato chce przedstawić księcia? – zapytał Kola po drodze.
– Tak, mój przyjacielu, chcę. Generał Iwołgin i książę Myszkin. No, ale… co tam? Jak Marfa Borysowna?..
– Lepiej niech tam tato nie idzie. Zje tatę! Przecież tato się tam trzy dni nie pokazywał, a ona czeka na pieniądze. Dlaczego jej tato obiecał pieniądze? Ojciec tak zawsze! Teraz proszę się tłumaczyć.
Na trzecim piętrze zatrzymali się przed niziutkimi drzwiami. Generał najwidoczniej się bał i wysuwał księcia przed siebie.
– Ja zostanę tutaj – mamrotał – chcę zrobić niespodziankę…
Kola wszedł pierwszy. Zza drzwi wyjrzała jakaś czterdziestoletnia może dama, mocno wypudrowana i naróżowana, w domowych pantoflach, w serdaku i z włosami zaplecionymi w warkoczyki. Cała niespodzianka generała poniosła fiasko, gdy bowiem tylko dama go dostrzegła, krzyknęła:
– Oto on! Nędzny, przewrotny człowiek! Moje serce to czuło!
– Proszę wejść, to tylko tak – mruczał generał do księcia, wciąż jeszcze uśmiechając się niewinnie.
Jednak sprawa nie wyglądała „tylko tak”. Ledwie goście przekroczyli próg, przeszli przez ciemny i niski korytarz do wąziutkiego salonu, zastawionego pół tuzinem plecionych krzeseł i dwoma stolikami do kart, gdy gospodyni podjęła na nowo swój płaczliwy, jakby wyuczony na pamięć monolog.
– I nie wstyd ci? Nie wstyd? Barbarzyńco i tyranie, kacie mojej rodziny? Barbarzyńca i potwór! Ograbił mnie do ostatniej kopiejki, wyssał wszystkie soki i jeszcze mu mało! Dokąd będę cię musiała znosić, bezwstydniku bez czci?
– Marfo Borysowna, Marfo Borysowna, to jest… książę Myszkin. Generał Iwołgin i książę Myszkin – trzęsąc się, mamrotał skonsternowany generał.
– Czy pan uwierzy – zwróciła się nagle kapitanowa do księcia – czy pan uwierzy, że ten bezwstydnik nie oszczędził moich sierot? Ze wszystkiego mnie ograbił, wszystko wyniósł, sprzedał i zastawił. Nie zostawił nic! Co ja mam robić z twoimi trzema rewersami dłużniczymi, oszuście bez sumienia? Odpowiadaj, łotrze! Odpowiadaj, serce nienasycone! Czym, czym ja teraz moje sieroty nakarmię? Przychodzi pijany, że nie może ustać na nogach… Czym ja Pana Boga obraziłam, że mnie tobą pokarał, łobuzie, odpowiadaj!
Generał już jednak nie był w stanie.
– Marfo Borysowna, dwadzieścia pięć rubli… wszystko, co mogę, dzięki pomocy szlachetnego przyjaciela. Książę! Okrutnie się pomyliłem! Takie jest życie… A teraz… wybaczcie, słaby jestem – kontynuował generał, który stał na środku pokoju i kłaniał się na wszystkie strony. – Czuję się coraz gorzej, przepraszam! Lenoczka, poduszkę, moja kochana!
Ośmioletnia Lenoczka natychmiast pobiegła po poduszkę, po czym położyła ją na kraciastej, twardej, poobdzieranej kanapie. Generał usiadł z widocznym zamiarem powiedzenia jeszcze wielu rzeczy, ale gdy tylko dotknął kanapy, natychmiast przechylił się na bok, odwrócił do ściany i zasnął snem sprawiedliwego. Marfa Borysowna gestem ceremonialnym i pełnym smutku wskazała księciu krzesło przy stoliku karcianym, a sama usiadła naprzeciw, podparła dłonią policzek i zaczęła na niego w milczeniu patrzeć, wydając ciężkie westchnienia. Wówczas podeszła do stołu trójka małych dzieci – dwie dziewczynki i jeden chłopiec (Lenoczka była wśród nich najstarsza), każde z nich położyło ręce na blacie i zaczęło uważnie wpatrywać się w księcia, nie odrywając od niego oczu. Z drugiego pokoju wyszedł Kola.
– Bardzo się cieszę, że pana tu spotkałem – odezwał się do niego książę – czy może mi pan pomóc? Muszę dzisiaj koniecznie być u Nastazji Filipowny. Prosiłem Ardaliona Aleksandrowicza, ale właśnie zasnął. Proszę mnie tam zaprowadzić, bo ja nie znam ani drogi, ani miasta. Adres mam – dom Mytowcowej przy Teatrze Wielkim.
– Nastazji Filipowny? Ale ona nigdy nie mieszkała koło Teatru Wielkiego, a ojciec nigdy u niej nie był. Dziwne, że pan w ogóle na niego liczył. Ona mieszka nieopodal Władimirskiej, przy Piati Ugłach. To znacznie bliżej stąd niż Teatr. Pan chce iść tam teraz? Jest wpół do dziesiątej. Proszę pozwolić za mną, zaprowadzę pana.
I książę wyszedł natychmiast za Kolą. Niestety, nie miał już pieniędzy na dorożkę i musieli iść piechotą.
– Bardzo chciałem pana zapoznać z Hipolitem – powiedział Kola – to najstarszy syn tej kapitanowej w serdaku; był w drugim pokoju. Jest niezdrów i cały dzień dzisiaj leżał. Tylko, że on jest taki dziwny – bardzo drażliwy, wydawało mi się, że mu będzie przed panem wstyd, bo pan przyszedł akurat w takiej chwili… ja mimo wszystko nie wstydzę się tak bardzo, bo tu chodzi o mojego ojca, a u niego o matkę. To duża różnica, bo mężczyzn to w tym wypadku nie hańbi. Zresztą, być może uprzywilejowanie płci jest w tym wypadku tylko przesądem. Hipolit to wspaniały chłopak, ale niewolnik pewnych przesądów.
– Pan mówił, że ma gruźlicę?
– Chyba tak; lepiej, żeby umarł jak najszybciej. Ja bym na jego miejscu na pewno chciał umrzeć. Żal mu rodzeństwa, tych małych dzieci, pan widział. Gdyby to było możliwe, gdybyśmy tylko mieli pieniądze, to byśmy razem wynajęli mieszkanie i odeszli od naszych rodzin; to nasze marzenie. A wie pan? Jak mu przed chwilą opowiedziałem o tym, co się panu przydarzyło, to się rozzłościł i powiedział, że ten, kto puszcza płazem policzek i nie wyzywa na pojedynek jest człowiekiem podłym. Ale on jest okropnie rozdrażniony i przestałem już się z nim nawet spierać. To Nastazja Filipowna zaprosiła pana do siebie?
– Sęk w tym, że nie.
– To jak chce pan wejść! – krzyknął Kola, który aż się zatrzymał na środku chodnika – i… i w takim stroju na proszony wieczór?
– Jak Boga kocham, nie wiem, jak wejdę. Przyjmą mnie – dobrze. Nie przyjmą – sprawa przegrana. A co do stroju, to mam inne wyjście?
– Pan tam ma jakąś sprawę, czy pan tak tylko, pour passer le temps29 w „szlachetnym towarzystwie”?
– Właściwie nie… to znaczy mam sprawę… trudno mi to wyrazić, ale…
– No, szczegóły to już pańska sprawa. Dla mnie jest najważniejsze, że pan się nie wprasza do towarzystwa dam kameliowych, generałów i lichwiarzy. Gdyby tak było, to proszę mi wybaczyć, ale wyśmiałbym pana i zacząłbym panem gardzić. U nas jest strasznie mało uczciwych ludzi i nawet nie ma kogo szanować. Chcąc nie chcąc patrzysz na nich z góry, a oni wszyscy żądają szacunku. Waria pierwsza. A zauważył pan, książę, ilu awanturników zrodziło nasze stulecie? I to właśnie u nas, w Rosji, w naszej szacownej ojczyźnie. Dlaczego tak wyszło – nie rozumiem; wydawało się, że już tak wszystko było dobrze, i co? Wszyscy o tym mówią i wszędzie piszą – demaskują. U nas wszyscy demaskują. Pokolenie ojców pierwsze zaczęło się wycofywać i wstydzić СКАЧАТЬ
29