Idiota. Федор Достоевский
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 38

Название: Idiota

Автор: Федор Достоевский

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7895-301-2

isbn:

СКАЧАТЬ że zacząłem z panem taką rozmowę. Ja, książę, wchodzę w te ciemne sprawy nie z wyrachowania – mówił dalej Gania, zbyt wylewnie, jak człowiek urażony i zraniony w swym egocentryzmie – gdybym działał z rozmysłu, to na pewno bym popełnił błąd, bo nie mam jeszcze ani na tyle rozumu, ani siły charakteru. Ale ja idę za namiętnością, za popędem, dlatego, że mam swój nadrzędny cel. Panu się może wydaje, że dostanę te swoje siedemdziesiąt pięć tysięcy i od razu polecę kupić sobie karetę. Nie! będę donaszać mój trzyletni surdut i rzucę wszystkie klubowe znajomości. U nas jest mało ludzi wytrwałych, chociaż niby tak wielu lichwiarzy. A ja chcę przetrwać i wytrwać. Najważniejsze, to doprowadzić cel do końca. Pticyn w wieku siedemnastu lat spał na ulicy, scyzorykami handlował i zaczynał od kopiejek, a teraz ma sześćdziesiąt tysięcy. Tylko ile się musiał nagimnastykować, żeby do nich dojść! A ja przeskoczę całą tę gimnastykę i zacznę od razu od kapitału. A za piętnaście lat będą o mnie mówić: „Pan Iwołgin, król judejski”. Pan mówi, że jestem nieoryginalny. Ale niech pan sobie zakarbuje, drogi książę, że dla człowieka naszych czasów i z naszego pokolenia nie ma nic gorszego, niż usłyszeć, że jest nieoryginalny, zwyczajny, pozbawiony szczególnych talentów i że ma słaby charakter. Pan mnie nawet nie raczył zaliczyć w poczet prawdziwych łajdaków i niech pan wie, że przez chwilę chciałem za to pana pożreć! Pan mnie obraził bardziej niż Jepanczyn, który sądzi (i to bez gadania, bez namawiania, w prostocie ducha), że mu sprzedam żonę. To mnie, ojczulku, już od dawna doprowadza do wściekłości i dlatego potrzebuję pieniędzy. Widzi pan, jak będę miał pieniądze, to stanę się człowiekiem w najwyższym stopniu oryginalnym. Najpodlejszą i najbardziej nienawistną cechą pieniędzy jest to, że one dają nawet talent. I będą dawać do końca świata. Pan mi powie, że to wszystko dziecinada, poezja może. No cóż, tym lepiej będę się śmiać na końcu, a swoje i tak zrobię. Doprowadzę to do końca i wytrzymam. Rira bien, qui rira le dernier!28 A Jepanczyn dlaczego mnie tak obraża? Bo się gniewa? Nic podobnego! Po prostu dlatego, że zbyt jestem nędzny. No, a w takim razie… Jednakże dość tego, już czas. Kola dwa razy wtykał nos, co znaczy, że nas wołają na obiad. A mnie fora ze dwora. Jeszcze kiedyś do pana przyjdę. Nie będzie panu u nas źle; teraz już pan zostanie przyjęty do rodziny. Ale niech pan uważa, niech mnie pan nie wyda. Zdaje mi się, że będziemy albo przyjaciółmi, albo wrogami. I jeszcze jedno: jak pan myśli, książę, gdybym pana pocałował w rękę (co szczerze wyraziłem), to w przyszłości byłbym pańskim wrogiem?

      – Na pewno tak. Tylko nie na zawsze. Potem by pan nie wytrzymał i  wybaczył – zdecydował książę po chwili zastanowienia i roześmiał się.

      – Oho! Z panem trzeba ostrożniej! Diabli pana wiedzą, i tu pan dolał trucizny. A kto wie, może pan jest moim wrogiem? A propos, cha, cha, cha! Zapomniałem spytać: czy dobrze mi się zdaje, że się panu Nastazja Filipowna coś za bardzo podoba?

      – Tak… podoba mi się.

      – Zakochany?

      – N-nie.

      – A cały poczerwieniał i cierpi. No nic, nic. Nie będę się śmiał. Do widzenia. A wie pan, że ona jest cnotliwa? Uwierzy pan? Pan myśli, że ona żyje z tym, z Tockim? Nie! I to już od dawna. A zauważył pan, że jest strasznie niezręczna i w pewnych chwilach bardzo się peszyła? Naprawdę. A właśnie takie lubią sobie porządzić. No, żegnam.

      Gania wyszedł od księcia znacznie swobodniejszy, niż był, wchodząc, i podniesiony na duchu. Przez jakieś dziesięć minut po jego wyjściu książę siedział nieruchomo i myślał. Kola znów wsunął głowę do pokoju.

      – Nie będę jeść obiadu, Kola. Jadłem niedawno u Jepanczynów.

      Kola wszedł do pokoju i podał księciu kartkę. Była to notatka od generała, złożona i zapieczętowana. Twarz Koli mówiła, jak ciężka jest dla niego rola posłańca. Książę przeczytał, wstał i wziął kapelusz.

      – To dwa kroki stąd – rzekł zawstydzony Kola – siedzi tam teraz przy butelce. Nie pojmuję, jak mu się udało dostać na kredyt. Kochany książę, proszę potem nie mówić w domu, że przekazałem tę kartkę. Tysiąc razy przyrzekałem, że nie będę nic nosić, ale tak mi go żal. Proszę się z nim nie ceregielić. Niech pan mu da jakieś drobne i sprawa załatwiona.

      – Widzi pan, Kola, sam chciałem się zobaczyć z pańskim tatą, bo mam pewną… sprawę… Chodźmy…

      XII

      Kola ruszył Litiejną i zaprowadził księcia do położonej niedaleko od domu kawiarni z bilardem. Znajdowała się na parterze, wejście miała prosto z ulicy. Właśnie tutaj, po prawej stronie w rogu, w osobnej kabinie, jako stały bywalec rozlokował się Ardalion Aleksandrowicz, z butelką na stoliku i, rzeczywiście, z „Indépendance Belge” w rękach. Czekał na księcia. Spostrzegłszy go, odłożył gazetę i wdał się w obszerne, żarliwe wyjaśnienia, z których książę prawie nic nie zrozumiał, ponieważ generał był już niemal zupełnie gotów.

      – Dziesięciu rubli nie mam – przerwał mu książę – ale mam dwadzieścia pięć. Niech pan weźmie, rozmieni i potem odda mi piętnaście, bo sam zostanę bez grosza.

      – O, bez wątpienia; i niech mi pan wierzy, że ja natychmiast…

      – Poza tym mam do pana pewną prośbę, generale. Pan był kiedyś u  Nastazji Filipowny?

      – Ja? Czy byłem? Pan mnie o to pyta? Nie raz, mój miły, nie raz – krzyknął wyraźnie z siebie zadowolony generał tonem tryumfalnym i drwiącym zarazem – ale w końcu przestałem bywać, nie chcąc wyrażać poparcia dla niemoralnego związku. Pan widział, co się działo dzisiaj rano, sam pan był świadkiem: zrobiłem wszystko, co tylko mógł zrobić ojciec, ale ojciec dobry i wyrozumiały. Teraz jednak wkroczy na scenę ojciec innego gatunku i wtedy zobaczymy, czy stary, zasłużony wojownik pokona intrygi, czy też wyzuta ze wstydu dama kameliowa wejdzie do szlachetnej rodziny.

      – A ja pana właśnie chciałem prosić, żeby mnie pan wprowadził wieczorem do Nastazji Filipowny, jako jej znajomy. Koniecznie muszę dzisiaj u niej być. Mam ważną sprawę, ale nie mam najmniejszego pojęcia, jak się tam dostać. Wprawdzie zostałem jej przedstawiony, ale nie zaproszony, a u niej jest dziś proszony wieczór. Jestem zresztą gotów ominąć pewne bariery towarzyskie i nawet narazić się na śmieszność, byleby tylko tam wejść.

      – Pan po prostu czyta w moich myślach, młody przyjacielu – krzyknął w zachwycie generał – przecież zawołałem pana nie z powodu tego drobiazgu – kontynuował, biorąc przy tym pieniądze i chowając je do kieszeni – właśnie chciałem pana zwerbować do wyprawy do Nastazji Filipowny, albo raczej na Nastazję Filipownę. Generał Iwołgin i książę Myszkin! Ciekawe, jak jej się to spodoba. Pod pretekstem urodzinowych życzeń wypowiem wreszcie swoją wolę; oczywiście pośrednio, nie wprost, ale tak, jakby było bezpośrednio. I wtedy Gania sam zobaczy, co ma wybrać: czy zasłużony ojciec i… by tak rzec… i tak dalej, czy… Ale co będzie, to będzie. Idea pańska jest w najwyższym stopniu owocna. Pójdziemy o dziewiątej, mamy jeszcze czas.

      – Gdzie ona mieszka?

      – Daleko, przy Teatrze Wielkim, w domu Mytowcowej, prawie na samym placu, na półpiętrze… Nie będzie u niej wielu gości, chociaż to jej urodziny, i rozejdą się wcześnie…

      Wieczór dawno zapadł, a książę wciąż siedział przy stole i słuchał niezliczonych, ani razu niedoprowadzonych СКАЧАТЬ



<p>28</p>

Rira bien, qui rira le dernier! (fr.) – Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni!