Idiota. Федор Достоевский
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 35

Название: Idiota

Автор: Федор Достоевский

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7895-301-2

isbn:

СКАЧАТЬ i czerwieniał.

      W tej chwili dał się słyszeć wrzask z kilku gardeł. Załoga Rogożyna już od dawna czekała na sygnał; Lebiediew szeptał mu coś do ucha z niezwykłą gorliwością.

      – Masz rację, urzędasie – odparł Rogożyn – racja, duszo pijacka! Ech, wszystko jedno. Nastazjo Filipowna! – krzyknął, patrząc na nią półobłąkanym wzrokiem, to oniemiałym, to znów śmiałym do bezczelności – tu jest osiemnaście tysięcy – i rzucił przed nią na stolik paczkę owiniętą w biały papier i przewiązaną na krzyż sznurkami. – Proszę! I… i będzie więcej!

      Nie ośmielił się dokończyć, czego by właściwie chciał.

      – Nie, nie, nie – wyszeptał znowu Lebiediew, na którego twarzy malowało się ogromne przerażenie; można było zgadnąć, że wystraszyła go wysokość sumy i proponował spróbować ze znacznie mniejszą.

      – Nie, bracie, tuś już głupi, nie wiesz, gdzieś się posunął… tak, widocznie i ja jestem dureń razem z tobą – opamiętał się nagle Rogożyn i drgnął uderzony błyskiem spojrzenia Nastazji Filipowny. – E-ech! Źle, że cię posłuchałem – dodał głęboko skruszony.

      Nastazja Filipowna, spojrzawszy na wykrzywioną twarz Rogożyna, roześmiała się nieoczekiwanie.

      – Osiemnaście tysięcy dla mnie? Ot, znać chłopa – dodała nagle z bezczelną familiarnością i podniosła się z kanapy, jakby zamierzała wyjść. Gania obserwował tę scenę z zamierającym sercem.

      – Ależ nie, czterdzieści tysięcy, czterdzieści, nie osiemnaście! – krzyknął Rogożyn. – Wańka Pticyn i Biskup obiecali donieść przed siódmą. Czterdzieści tysięcy! Wszystko na stół.

      Scena stawała się coraz bardziej ohydna, ale Nastazja Filipowna nie przestawała się śmiać i nie wychodziła, jakby ją celowo przedłużała. Nina Aleksandrowna i Waria również wstały ze swoich miejsc i ze strachem, w milczeniu czekały, co będzie dalej. Oczy Warii błyszczały, ale na Ninę Aleksandrownę cała ta sytuacja podziałała znacznie gorzej – drżała i wydawało się, że za chwilę zemdleje.

      – Jak tak, to sto! Jeszcze dzisiaj sto tysięcy przyniosę! Pticyn, pożycz, obłowisz się!

      – Zwariowałeś! – wyszeptał prędko Pticyn, podchodząc do niego szybkim krokiem i chwytając za rękę. – Jesteś pijany, poślę po posterunkowych! Zapomniałeś, gdzie jesteś?

      – Bredzi po pijanemu! – powiedziała Nastazja Filipowna, jakby chcąc go jeszcze bardziej rozdrażnić.

      – Nie bredzę, przecież będę miał pieniądze! Pod wieczór. Pticyn, podpisuj duszo procentowa, bierz co chcesz i dawaj sto tysięcy do wieczora. Udowodnię, że dotrzymam! – krzyknął Rogożyn ożywiony nagłym zapałem.

      – Ale co to wszystko ma właściwie znaczyć – krzyknął nagle groźnie rozzłoszczony Ardalion Aleksandrowicz, podchodząc do Rogożyna. To niespodziewane wystąpienie milczącego do tej pory staruszka wypadło dość komicznie i wokół rozległ się śmiech.

      – A to skąd się wzięło? – roześmiał się Rogożyn. – Chodź z nami stary, napijesz się!

      – To już podłość! – krzyknął Kola, szlochając ze wstydu i gniewu.

      – Czy nie znajdzie się nikt, kto wyprowadzi stąd tę bezwstydnicę? – krzyknęła nagle Waria, trzęsąc się z gniewu.

      – To mnie nazwano bezwstydnicą? – lekceważącym i wesołym tonem zareplikowała Nastazja Filipowna. – A ja jak głupia przyjechałam, żeby ich na wieczór do siebie zaprosić! Oto jak mnie traktuje pańska siostrzyczka, Gawriło Ardalionowiczu!

      Przez krótką chwilę po wystąpieniu siostry Gania stał jak rażony piorunem. Zobaczywszy jednak, że Nastazja Filipowna tym razem rzeczywiście zabiera się do wyjścia, rzucił się na Warię jak oszalały i  z wściekłością chwycił ją za rękę.

      – Coś ty narobiła! – krzyknął, patrząc na nią takim wzrokiem, jakby chciał ją spalić na popiół. Do końca stracił panowanie nad sobą i  nie wiedział, co robi.

      – Co zrobiłam? Gdzie mnie ciągniesz? Do niej, błagać o przebaczenie? Za to, że obraziła twoją matkę i przyjechała zhańbić twój dom, podły człowieku? – krzyknęła znów Waria tryumfalnie, patrząc na brata z wyższością i wyzwaniem.

      Przez kilka chwil stali tak naprzeciw siebie, twarzą w twarz. Gania ciągle trzymał ją za rękę; raz i drugi, z całej siły spróbowała się wyrwać; nie wytrzymała w końcu i nagle, tracąc panowanie nad sobą, plunęła bratu w twarz.

      – To mi dziewczyna! – krzyknęła Nastazja Filipowna. – Brawo Pticyn, gratuluję panu!

      Gani pociemniało w oczach. Stracił ostatecznie władzę nad sobą i z całej siły zamachnął się na siostrę; cios dosięgnąłby niechybnie jej twarzy, ale nagle inna ręka zatrzymała w powietrzu rękę Gani.

      Między nim a Warią stał książę.

      – Dość tego! – rzekł zdecydowanym tonem, ale drżąc cały, jak po bardzo silnych przeżyciach.

      – Czy ty mi będziesz wiecznie właził w drogę! – zawył Gania, puszczając rękę Warii i tą oswobodzoną dłonią z całej siły wymierzył księciu policzek.

      – Ach! – klasnął w ręce Kola. – Ach, mój Boże!

      Ze wszystkich stron rozległy się krzyki. Książę zbladł. Dziwnym i pełnym wyrzutu wzrokiem popatrzył Gani prosto w oczy. Wargi mu drżały, usiłując coś wypowiedzieć; wykrzywiał je jakiś dziwny, zupełnie niestosowny w tej sytuacji uśmiech.

      – To niech już mnie… a jej nie pozwolę… – powiedział w końcu cicho. Nagle jednak nie wytrzymał napięcia, odwrócił się od Gani, zakrył twarz rękami, odszedł w kąt i rwącym się głosem zaczął mówić:

      – Jak pan się bardzo będzie wstydzić tego, co pan zrobił.

      Gania rzeczywiście był zmiażdżony. Kola podbiegł do księcia, zaczął go obejmować i całować. Ruszyli za nim Rogożyn, Waria, Pticyn, Nina Aleksandrowna i nawet stary Ardalion Aleksandrowicz.

      – To nic, nic – mamrotał książę, ciągle z tym niestosownym uśmiechem na twarzy.

      – Będziesz tego żałował – krzyknął Rogożyn – będziesz się wstydzić, Gańka, żeś taką… owcę (nie mógł znaleźć innego słowa) znieważył. Książę, duszo ty moja, rzuć ich i pluń na nich, jedź ze mną! Dowiesz się, jak kocha Rogożyn!

      Nastazja Filipowna również była wstrząśnięta, zarówno postępkiem Gani, jak i reakcją księcia. Jej blada i zazwyczaj zamyślona twarz, do której nie pasował niedawny, jak gdyby udawany śmiech, wyrażała teraz zupełnie inne uczucie, którego jednak Nastazja Filipowna za nic nie chciała po sobie pokazać i które ukrywała pod coraz bardziej drwiącym uśmieszkiem.

      – Ja naprawdę gdzieś już widziałam tę twarz – odezwała się nagle z powagą, znów sobie przypomniawszy to, o co pytała już wcześniej.

      – A pani СКАЧАТЬ