Trylogia. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trylogia - Генрик Сенкевич страница 169

Название: Trylogia

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-63720-28-5

isbn:

СКАЧАТЬ zamyśleniu się pogrążył.

      – Zbudź się waćpan! – rzekł wreszcie do niego Wołodyjowski wstrząsając go za ramię. – O czym tak myślisz? Nic już nie wymyślisz i wszystkie twoje fortele na nic się nie przydadzą.

      – Wiem o tym – odparł złamanym głosem Zagłoba – jeno myślę, żem stary i że nie mam co robić na tym świecie.

      Rozdział XXI

      – Imaginuj sobie waćpan – mówił w kilka dni później Wołodyjowski do Longina – że ten człowiek tak się w jednej godzinie zmienił, jakoby o dwadzieścia lat postarzał. Tak wesoły, taki mowny, tak obfity w fortele, że samego Ulissesa w nich przewyższał, dziś pary z gęby nie puści, jeno po całych dniach drzemie, na starość narzeka i jakoby przez sen mówi. Wiedziałem to, że on ją kochał, alem się nie spodziewał, żeby do tego stopnia.

      – Cóż to dziwnego? – odparł wzdychając Litwin. – Tym bardziej się do niej przywiązał, że ją z rąk Bohunowych wydarł i tyle dla niej niebezpieczeństw i przygód w ucieczce doświadczył. Póki tedy była nadzieja, póty się i jego dowcip na fortele wysilał i sam się na nogach trzymał, a teraz nie ma on już naprawdę co na świecie robić, samotnym będąc i serca nie mając o co zaczepić.

      – Próbowałem już i pić z nim w tej nadziei, że mu trunek dawny wigor powróci: i to na nic! Pić, pije, ale nie zmyśla po dawnemu, nie prawi o swych przewagach, jeno się roztkliwi, a potem głowę na brzuch zwiesi i śpi. Już nie wiem, czy i pan Skrzetuski w większej desperacji od niego żyje.

      – Szkoda to jest niewymowna, bo jednak wielki to był rycerz!… Chodźmy do niego, panie Michale. Miał on zwyczaj dworować sobie ze mnie i we wszystkim mi dogryzać. Może go i teraz ochota do tego schwyci. Mój Boże, jak się to ludzie zmieniają! Taki to był wesoły człek…

      – Chodźmy – rzekł pan Wołodyjowski. – Późno już jest, ale jemu najciężej wieczorem, bo wydrzemawszy się przez cały dzień, w nocy spać nie może.

      Tak rozmawiając, udali się obaj do kwatery pana Zagłoby, którego znaleźli siedzącego pod otwartym oknem, z głową opartą na ręku. Późno już było; w zamku ustał wszelki ruch, jeno warty obwoływały się przeciągłymi głosami, a w gąszczach dzielących zamek od miasta słowiki wywodziły zapamiętale swoje nocne trele, poświstując, cmokając i kląskając tak gęsto, jak gęsto pada ulewa wiosenna. Przez otwarte okno wchodziło ciepłe majowe powietrze i jasne promienie księżyca, które oświecały pognębioną twarz pana Zagłoby i łysinę schyloną na piersi.

      – Dobry wieczór waćpanu – rzekli dwaj rycerze.

      – Dobry wieczór – odpowiedział Zagłoba.

      – Co waćpan tak przy oknie rozpamiętywasz zamiast spać iść? – pytał Wołodyjowski.

      Zagłoba westchnął.

      – Bo mi nie do snu – odrzekł wlokącym się głosem. – Rok temu, rok, uciekałem z nią nad Kahamlikiem od Bohuna i tak samo nam one ptaszyny fiukały, a teraz gdzie ona?

      – Bóg to tak zrządził – rzekł Wołodyjowski.

      – Na łzy i smutek, panie Michale! Nie masz już dla mnie pocieszenia.

      Umilkli; jeno przez otwarte okno dochodziły coraz mocniej trele słowicze, którymi cała owa jasna noc zdawała się być przepełniona.

      – O Boże, Boże! – westchnął Zagłoba – zupełnie tak jak nad Kahamlikiem!

      Pan Longinus strząsnął łzę z płowych wąsów, a mały rycerz rzekł po chwili:

      – Ej, wiesz co waćpan? Smutek smutkiem, a napij się z nami miodu, bo nie masz nic lepszego na zgryzotę. Będziemy przy szklenicy rozpamiętywali lepsze czasy.

      – Napiję się! – rzekł z rezygnacją Zagłoba.

      Wołodyjowski kazał czeladnikowi przynieść światło i gąsiorek, a następnie, gdy zasiedli, wiedząc, że wspomnienia najlepiej ze wszystkiego ożywiają pana Zagłobę, pytał:

      – To to już rok, jakeś waćpan z nieboszczką z Rozłogów przed Bohunem uciekał?

      – W maju to było, w maju – odrzekł Zagłoba. – Przeszliśmy przez Kahamlik, żeby ku Zołotonoszy uciekać. Oj, ciężko na świecie!

      – I ona była przebrana?

      – Za kozaczka. Włosy jej szablą musiałem, niebodze mojej, obcinać, aby jej nie poznano. Wiem miejsce, gdziem je pod drzewem razem z szablą pochował.

      – Słodka to była panna! – dorzucił z westchnieniem Longinus.

      – Tak mówię waćpanom, żem ją pierwszego dnia tak pokochał, jakbym ją od małego hodował. A ona tylko rączyny przede mną składała, a dziękowała i dziękowała za ratunek i opiekę! Niechby mnie byli usiekli, nimem się dzisiejszego dnia doczekał! Bodaj mi było nie dożyć!

      Tu znów nastało milczenie i trzej rycerze pili miód zmieszany ze łzami, po czym Zagłoba tak dalej mówić począł:

      – Myślałem, że przy nich starości spokojnej do czekam, a teraz…

      Tu ręce zwisły mu bezsilnie:

      – Znikąd pociechy, znikąd pociechy, chyba w grobie…

      Tymczasem, zanim pan Zagłoba ostatnich słów dokończył, hałas powstał w sieni, ktoś chciał wejść, a czeladnik nie puszczał; powstała głośna sprzeczka, w której zdało się panu Wołodyjowskiemu, że poznaje jakiś głos znajomy, więc zawołał na czeladnika, by dłużej wejścia nie bronił.

      Następnie drzwi otworzyły się i ukazała się w nich pyzata, rumiana twarz Rzędziana, który powiódł oczyma po obecnych, pokłonił się i rzekł:

      – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

      – Na wieki wieków! – odrzekł Wołodyjowski – to Rzędzian.

      – A ja ci to jestem – odrzekł pachołek – i kłaniam do kolan waszmościom. A gdzie to mój pan?

      – Twój pan w Korcu i chory.

      – O dla Boga! co też jegomość powiada? A ciężko on, Boże broń, chory?

      – Był ciężko chory, a teraz zdrowszy. Medyk powiada, że będzie zdrów.

      – Bo ja tu z wieściami o pannie do mojego pana przyjechałem.

      Mały rycerz począł kiwać melancholicznie głową.

      – Niepotrzebnieś się śpieszył, bo już pan Skrzetuski wie o jej śmierci i my tu ją łzami rzewnymi oblewamy.

      Oczy Rzędziana wylazły zupełnie na wierzch głowy.

      – Gwałtu, rety! co ja słyszę? Panna umarła?

      – Nie umarła, jeno w Kijowie od zbójów zamordowana.

      – W jakim Kijowie? Co СКАЧАТЬ