Название: Kościół kobiet
Автор: Zuzanna Radzik
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эссе
isbn: 978-83-64682-65-0
isbn:
Faktycznie, jeśli przyjrzeć się temu, jakie posługi zaczęli sprawować i wciąż sprawują świeccy, to poza niedostępnymi dla nich spowiedzią i konsekracją zajmują się wszystkim: roznoszą Komunię Świętą chorym i podczas mszy, prowadzą modlitwy, administrują parafiami, katechizują dzieci i dorosłych, błogosławią małżeństwom, udzielają chrztów i robią o wiele, wiele więcej. Papież nawołuje w adhortacji, by tam, gdzie nie ma do tego podstaw, czy gdzie da się tego unikać, stosując racjonalne planowanie pracy duszpasterskiej, nie wprowadzać takich wyjątkowych sytuacji. Ale skoro jest potrzeba, na którą ci świeccy odpowiadają? Przecież nie powiedziano, że kapłani posługujący w ich parafiach po prostu się lenią. I czy świeccy mogą działać tylko w zastępstwie, kiedy naprawdę zabraknie już kapłanów?
Amerykańskie Centrum Badań Stosowanych nad Apostolatem (Center for Applied Research in the Apostolate, CARA) przy Uniwersytecie w Georgetown opublikowało w 2011 roku badanie, z którego wynika, że w Kościele w Stanach Zjednoczonych co roku przybywa siedmiuset dziewięćdziesięciu nowych świeckich pracowników parafii. W roku 2014 zaś CARA ogłosiło, że prawie trzy i pół tysiąca parafii nie ma proboszczy, a trzystu osiemdziesięcioma ośmioma parafiami zarządzają diakoni, siostry zakonne lub świeccy. Tematy związane z apostolstwem świeckich i nowymi rolami, jakie przyjmują oni na siebie w Stanach Zjednoczonych, bada Zeni Fox z Uniwersytetu Seton Hall. Czego można się o nich dowiedzieć? Przede wszystkim, że nie uważają braku księży za jedyny powód swojego zaangażowania w życie Kościoła. Raczej myślą o swoim zaangażowaniu jak o charyzmacie, specjalnym darze łaski w służbie Kościołowi. Uważają, że ich kompetencje do takiej pracy wynikają z chrztu i bierzmowania, jako drugie wymieniają przygotowanie zawodowe, a dopiero jako trzecie – powołanie. Swoją pracę w Kościele traktują jako posługę. Statystyki pokazują, że pracują więcej, niż przewiduje norma, są zatrudniani za pensje niższe, niż wskazywałoby na to ich wykształcenie, oferuje im się marne zabezpieczenia socjalne, co powoduje u nich zwiększenie poziomu frustracji związanej z wykonywaną pracą. Jednocześnie twierdzą jednak, że są bardzo szczęśliwi. W 2002 roku osiemdziesiąt dwa procent tak charakteryzowanych pracowników kościelnych to były kobiety! Dlaczego? Z jednej strony determinuje to pewnie specyfika pracy: z dziećmi, osobami starszymi, nastolatkami, bo według stereotypów kobiety najlepiej spełniają się w rolach opiekunek. Z drugiej strony mamy niski prestiż tej pracy i niskie pensje.
Co ciekawe, z badań przeprowadzonych w 1986 roku wynikało, że około czterdziestu procent tych pracowników twierdziło, że wybrałoby rytualne przyjęcie funkcji, którą sprawują, gdyby istniała taka możliwość. „Prawdopodobnie” wybrałoby ją trzydzieści cztery procent, a „zdecydowanie nie” – tylko czternaście procent. Co to znaczy? Że w kościele parafialnym lub w diecezji odbyłoby się jakieś uroczyste, publiczne powierzenie im danej funkcji. W archidiecezji Chicago odbywał się na przykład rytuał wręczenia świec, o którym uczestniczący w nim mówili candling (świecowanie), w pewnym sensie analogiczny do wyświęcenia. To, że sami „świecowani” doceniali znaczenie rytuału, można zrozumieć, ale czemu diecezja zdecydowała się na taką kreatywność? Pytanie jest ważne, bo warto zastanowić się głębiej, czy nie wystarczy już być ochrzczonym i bierzmowanym świeckim katolikiem, by podejmować się zadań w Kościele. Czy koniecznie trzeba być świeckim „świecowanym”? I czy tworzenie takich obrzędów to nie jakaś dziwna klerykalizacja świeckich? Może to też sygnał, że bycie „po prostu katolikiem” doświadczane jest dziś jako coś gorszego, i stąd pojawia się dodatkowa potrzeba. Może to też wyraz tego, że zainteresowani traktują pracę w Kościele nie jako zwykłą pracę, ale właśnie rodzaj powołania czy charyzmatu, i chcieliby ten fakt jakoś zaznaczyć. Niektórzy twierdzą wręcz, że posługa to najbardziej nadużywane w całym posoborowym słowniku sformułowanie, powodujące, że przestajemy myśleć, co ono tak naprawdę oznacza. Nie wchodząc jednak zbyt głęboko w teologiczne spory na temat roli świeckich, poprzestańmy na pytaniu: dlaczego świeccy pracownicy Kościoła czują potrzebę oficjalnego przypisywania ich do posług, które pełnią, i czy ma to jakiś związek z tym, że większość z nich to kobiety niemające dostępu do żadnych innych sposobów oficjalnego potwierdzenia swoich zadań czy powołania w Kościele?
„Czemu kobiety miałyby być diakonami, skoro i tak wykonują ich pracę?” – odpowiedział ostatnio na pytanie dziennikarki o możliwość diakonatu kobiet kardynał Walter Kasper. Odpowiedź kardynała, skądinąd uważanego za liberała, streszcza w pigułce wiele problemów związanych z pracą kobiet w Kościele i wciąż niedostępną dla nich drogą diakonatu.
Tylko czym jest diakonat? Często myślimy o nim jako o wstępnym, poprzedzającym święcenia kapłańskie etapie. Dzieje Apostolskie wspominają o ustanowieniu diakonów (Dz 6, 1–6). Apostołowie decydują się na wybranie siedmiu mężów, by swój czas mogli intensywniej wypełnić „modlitwą i posługą słowa”, podczas kiedy diakoni zajmą się posługą stołów i rozdawaniem jałmużny. Wybrani cieszą się dobrą sławą, są pełni Ducha i mądrości. Apostołowie ustanawiają ich diakonami przez gest nałożenia na nich rąk i modlitwę.
Przez pewien czas diakonat był traktowany wyłącznie jako początek drogi kapłańskiej i w praktyce w ogóle nie funkcjonował jako odrębna funkcja. Przed soborem zaczęto się jednak w Kościele zastanawiać nad przywróceniem diakonatu w odnowionej, bardziej autonomicznej formie. Podczas przygotowań do Soboru Watykańskiego II wpłynęło aż sto jeden propozycji związanych ze stałym diakonatem i, wbrew obiegowej opinii, nie wysuwali ich tylko biskupi z krajów rozwijających się, ale także ci z Europy, zarówno Wschodniej, jak i Zachodniej. Jako pierwszy zabrał w tej sprawie głos młody niemiecki biskup Julius Döpfner, który stwierdził, że wielu świeckich, również żonatych, służy Kościołowi w rolach właściwych diakonom: „Czemu ci ludzie mieliby być pozbawieni łaski sakramentu?”. Jakże inna była odpowiedź biskupa Döpfnera w reakcji na problem pracujących dla Kościoła mężczyzn od tej, jaką czterdzieści lat później dał Kasper. Tyle tylko, że ten drugi konfrontował się z pracą kobiet, a nie mężczyzn, nawet żonatych.
Temat dopuszczenia żonatych mężczyzn do święceń był na soborze gorąco dyskutowany, ale ostatecznie uzyskał poparcie. Jak mówił biskup Döpfner, celibat nie powinien być przeszkodą dla rozwoju nowych dróg duszpasterstwa korzystnych dla Kościoła. Również kardynał Suenens z Belgii jeszcze przed soborem wyrażał nadzieję na odnowę diakonatu jako roli niezależnej od kapłaństwa i dostępnej żonatym mężczyznom. W tym tonie przemawiał także na soborze, opisując diakonat jako część ruchu całościowej odnowy Kościoła. Również papież Paweł VI, kończąc Sobór Watykański II, deklarował, że najistotniejsza dla soboru i Kościoła jest służba człowiekowi. „Całe to bogactwo doktrynalne ma na celu tylko jedno: służyć człowiekowi. Chodzi oczywiście o każdego człowieka, jakakolwiek by nie była jego kondycja, ubóstwo i potrzeby. Kościół oddał się w służbę ludzkości w momencie, kiedy jego magisterium eklezjastyczne i duszpasterskie zarządzanie z racji powagi i doniosłości soboru nabrało blasku i przeogromnej siły, a idea posługi stała się punktem centralnym soboru”.
Idea posługi domagała się rąk do pracy. Sobór dopuścił diakonat dojrzałych, żonatych mężczyzn СКАЧАТЬ