Название: Cywilizacja komunizmu
Автор: Leopold Tyrmand
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 978-83-7779-136-3
isbn:
Skutki tego stanu rzeczy dla nauki, wiedzy, uniwersytetów, nauczania i studiujących są przerażające. Łatwo jest je prześledzić na klasycznym przykładzie linii prostej. Linia prosta, jak to powszechnie wiadomo, służy najkrótszemu połączeniu dwóch punktów w przestrzeni. Z tej funkcji wynika jej utylitaryzm matematyczny, filozoficzny, poznawczy, cywilizacyjny, kulturowy, społeczny. W komunizmie linia prosta służy przede wszystkim dobru komunizmu. A zatem dobru partii i jej kierownictwa. Jej następnym zadaniem jest wykazywanie wyższości ustroju komunistycznego nad każdym innym. Następnie – służba wyzwolonemu z więzów ludowi, ale nie jego wrogom. Wreszcie – służy także połączeniu dwóch punktów w przestrzeni. Powyższe zasady mają moc uniwersalną, lecz w żadnej dziedzinie życia nie występują z taką wyrazistością i nie kreują większego chaosu niż na uniwersytecie. Ich dialektyczny schemat, przeniesiony na studia farmaceutyki, literatury czy fizyki teoretycznej, pozwala zrozumieć, co myśli i czuje student w komunizmie. Jeden z nich wypowiedział kiedyś słowa godne głębokiej uwagi: „Często zastanawiam się, czy Karol Marks był filozofem czy uczonym. Wydaje mi się jednak, że filozofem. Gdyby był uczonym, wypróbowałby swój system wpierw na zwierzętach…”.
JAK SKORZYSTAĆ Z WYNALAZKU TELEFONU
Pewien Czech powiedział: „tylko w komunizmie telefon jest naprawdę publiczną instytucją. Każdy, kto rozmawia przez telefon może być pewny, że rozmowa jego nie należy tylko do niego, lecz staje się własnością społeczeństwa”. W słowach tych zawiera się szereg mądrości; najgroźniejsza z nich jest ta, która wskazuje na przedziwną współzależność pomiędzy marzeniem a rzeczywistością w życiu duchowym teoretyków późnego marksizmu. Marzą oni tkliwie o tym, ażeby społeczeństwo kochało policję polityczną i inne organy bezpieczeństwa i uważało je za swój najdroższy skarb. Z punktu widzenia tych marzeń podsłuchiwanie rozmów prywatnych i utrwalanie ich na taśmach magnetofonowych służy podsłuchiwanym i chroni ich przed pokusami intymności, a zatem pomnaża dorobek społeczny. Tradycje tych marzeń są odległe i sięgają starorosyjskich masochizmów z czasów Iwana Groźnego, który uczył swoich poddanych, że nie ma nic rozkoszniejszego, niż być kopanym w twarz przez swego cara, który – przyznać tu trzeba – doszedł do pewnych rezultatów w zakorzenieniu takich uczuć w duszach Rosjan. Ale we wschodniej Europie rozbieżność interesów społeczeństwa z interesami komunistów rzuca się w oczy już noworodkowi po opuszczeniu łona matki, a otwarty konflikt ludzi z policją, której głównym zadaniem jest wymuszanie ich posłuszeństwa wobec komunistów, stanowi rodzaj tlenu, którym oddychają wszyscy wokoło.
W Ameryce dyskutuje się publicznie wątpliwości moralne podsłuchiwania przestępców i kryminalistów, których antyludzka i antyspołeczna postawa jest dla wszystkich oczywistością. Znaczna część społeczeństwa amerykańskiego uważa, że podsłuchiwanie nawet w dobrej sprawie jest etycznie nie do przyjęcia i walczy się z tą praktyką. W komunizmie podsłuchuje się każdego, co do kogo istnieje najlżejsze podejrzenie, że nie lubi komunistów, czyli – w praktyce – około 90 proc. posiadaczy aparatów telefonicznych, albowiem taki jest na oko procent ludzi mających coś przeciw komunistom w całym społeczeństwie, ale nikt tego nigdy nie mógł wymierzyć dokładnie ze względu na brak wolnych wyborów. Podsłuchuje się także z uwagą tych, którzy lubią komunizm, a nawet go kochają, bo nigdy nie ma pewności co do tego, czy naprawdę kochają, czy może tylko udają, że kochają – i tylko umiejętny podsłuch może takie wątpliwości rozwiać. Z drugiej strony, jak to wszyscy dobrze wiedzą, uczucia ludzkie są niestałe – jednego dnia się kocha, a drugiego dnia nie – i wiedzę o tym też lepiej sobie zapewnić poprzez dyskretną kontrolę aparatu telefonicznego nawet najwyżej postawionych osobistości.
Oczywiście, jakakolwiek publiczna dyskusja na ten temat nie wchodzi w rachubę, gdyż podsłuchiwanie jest z natury rzeczy działalnością potajemną i oficjalnie go nie ma, wobec tego najmniejsza wzmianka w prasie zostałaby skonfiskowana przez cenzurę, a wypowiedziane publicznie na ten temat wątpliwości mogłyby przynieść nieostrożnemu ładnych parę lat więzienia. Orgia podsłuchiwania szaleje zwłaszcza w Rosji, gdzie nauczono się wyrabiać masowo elektronowe narzędzia inwigilacji, zaś władze traktują ich produkcję jako artykuł pierwszej potrzeby, ważniejszy od płatków owsianych dla dzieci. W tej chwili jest już rzeczą powszechnie wiadomą, że elektroniki używa się tam dla kontroli każdego kroku każdego człowieka, który zapisany zostaje w kartotekach policji politycznej jako „interesujący”, że zaś zainteresowania policji politycznej są w komunizmie niezmiernie szerokie, przyjąć trzeba, że procent inwigilowanych przekracza najbardziej pesymistyczne prognostyki. Inne kraje komunistyczne ustępują Rosji w tych osiągnięciach, niemniej aparatura podsłuchowa oplata tam wszystkie ważniejsze instytucje polityczne, społeczne i gospodarcze oraz niezliczoną liczbę prywatnych aparatów tych wszystkich, którzy coś znaczą w życiu narodu, a więc i samych najważniejszych komunistów. Ludzie, ze swą niezłomną inwencją w pokonywaniu parszywości życia, nauczyli się nawet pewnej koegzystencji z tym stanem rzeczy, a nawet doszli do metod pozytywnego wykorzystywania jego nieprzewidzianych właściwości. Pewien polski inżynier, który nie mógł przez długi czas nikogo zainteresować projektem jakichś ulepszeń, zaczął w rozmowach telefonicznych rozpowiadać szczegóły swego wynalazku; ponieważ w komunizmie nawet drobne usprawnienie w pracy młynka do kawy uważane jest za tajemnicę państwową, facet został natychmiast aresztowany i dzięki temu dostał się do właściwych ludzi, którzy zainteresowali się głęboko jego ideami. Skoro publiczna i dogłębna wymiana poglądów jest niemożliwa ze względu na cenzurę, niektórzy dygnitarze, podsłuchiwani przez innych, wyższych dygnitarzy, używają rozmowy telefonicznej z własną ciotką jako środka przekazywania swych opinii, które inaczej nigdy nie dotarłyby do najwyżej uplasowanych osobistości. Wystarczy oświadczyć w tubkę telefonu, że pierwszy sekretarz partii lub premier rządu są ostatnimi idiotami, zaniedbując ten czy ów problem, aby w kilka dni później zostać albo uwięzionym, albo zaproszonym na poważną rozmowę, z której wyjść można nawet z awansem na wyższe stanowisko w partii czy administracji. Ryzyko jest duże, bo istnieje i trzecia ewentualność, że zostaje się uwięzionym, podczas gdy proponowane przez telefon myśli, rozwiązania i interpretacje wprowadza w życie ów opluty premier czy sekretarz, dyskontując całą chwałę za ich genialność dla siebie – i to właśnie zdarza się najczęściej.
Powszedniość podsłuchu telefonicznego sprawia, że jeśli w czasie rozmowy następują tzw. zakłócenia techniczne i przerywania, rozmawiający wymieniają takie uwagi o podsłuchującym funkcjonariuszu, jak: „Jeszcze się dobrze nie zainstalował, nie możemy mówić…”, albo apostrofy wprost do podsłuchującego: „Panie kochany, włącz pan już ten swój podsłuch i daj ludziom spokojnie porozmawiać…”. Ten stosunek wynika zarówno z prawidłowego rozeznania rzeczywistości, jak i z pewnej skłonności do antropomorfizacji każdego zjawiska w komunizmie. Na ogół, prawidłowy podsłuch powinien być zautomatyzowany. Tam jednak, gdzie człowiek i jego praca tańsze są od nawet najbardziej masowo produkowanej taśmy magnetofonowej, rolę tego urządzenia przejmuje żywa istota, której zimno zimą, gorąco latem, a czasem się i odbije na skutek niedomogów trawienia. Znane są tam przeto wypadki ostentacyjnych ziewnięć, gdy rozmowa się niepotrzebnie przedłuża, lub tłumionego kaszlu w sezonie grypy; idzie to nawet tak daleko, że podsłuchiwani udzielają porad lekarskich podsłuchującym, powodowani prostą ludzką solidarnością. Tym samym socjalizm, СКАЧАТЬ