Gorąca antologia. Strefa Autora
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gorąca antologia - Strefa Autora страница 12

Название: Gorąca antologia

Автор: Strefa Autora

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эссе

Серия:

isbn: 978-83-7859-092-7

isbn:

СКАЧАТЬ Urywa i cały się spina, wspominając jakieś niewyobrażalne okropieństwo. – Ja to pamiętam – dodaje szeptem.

      Serce mi się ściska, gdy przypominają mi się blizny po przypaleniach na jego skórze. Och, Christianie. Zarzucam mu ramiona na szyję.

      – Stosowała przemoc? Twoja matka? – Głos mam cichy i nabrzmiały od niewypłakanych łez.

      – Nie mam takich wspomnień. Ale nie dbała o mnie. Nie ochroniła mnie przed swoim alfonsem. – Prycha. – To chyba ja opiekowałem się nią. Kiedy w końcu się zabiła, dopiero po czterech dniach ktoś podniósł alarm i nas znalazł… To pamiętam.

      Z przerażeniem zakrywam dłonią usta. Kurwa mać. Do gardła podchodzi mi żółć.

      – To mocno popieprzone – szepczę.

      – Na pięćdziesiąt sposobów.

      Przyciskam usta do jego szyi, szukając pociechy i ją oferując, gdy wyobrażam sobie małego, brudnego, szarookiego chłopczyka, zagubionego i osamotnionego przy zwłokach matki.

      Och, Christianie. Wdycham jego woń. Pachnie bosko, mój ulubiony zapach na świecie. Mocniej mnie obejmuje i całuje moje włosy, i tak siedzę w jego ramionach, gdy tymczasem Taylor pędzi przez noc.

      Kiedy się budzę, jedziemy już przez Seattle.

      – Hej – mówi miękko Christian.

      – Przepraszam – mruczę i prostuję się. Mrugam powiekami i przeciągam się. Nadal siedzę na jego kolanach.

      – Bez końca mógłbym patrzeć, jak śpisz, Ana.

      – Mówiłam coś?

      – Nie. Jesteśmy już prawie pod twoim domem.

      Och?

      – Nie jedziemy do ciebie?

      – Nie.

      – Dlaczego?

      – Dlatego, że jutro musisz iść do pracy.

      – Och. – Wydymam usta.

      – A czemu pytasz, czyżby coś ci chodziło po głowie?

      – Może.

      Chichocze.

      – Anastasio, nie zamierzam cię dotknąć, dopóki nie będziesz o to błagać.

      – Że co?

      – Chodzi mi o to, żebyś w końcu zaczęła się ze mną komunikować. Gdy następnym razem będziemy się kochać, będziesz mi musiała powiedzieć ze szczegółami, czego pragniesz.

      Zsuwa mnie z kolan, gdy Taylor zajeżdża pod moje mieszkanie. Christian wysiada i otwiera przede mną drzwi.

      – Mam coś dla ciebie. – Przechodzi na tył samochodu, otwiera bagażnik i wyjmuje spore, ozdobnie zapakowane pudełko. Co to takiego?

      – Otwórz, jak wejdziesz do mieszkania.

      – Ty mi nie potowarzyszysz?

      – Nie, Anastasio.

      – Kiedy się więc zobaczymy?

      – Jutro.

      – Mój szef chce, żebym jutro poszła z nim na drinka.

      Na twarzy Christiana pojawia się zacięcie.

      – Czyżby? – W jego głosie pobrzmiewa nutka groźby.

      – Aby uczcić mój pierwszy tydzień pracy – dodaję szybko.

      – Gdzie?

      – Nie wiem.

      – Mógłbym cię stamtąd zabrać.

      – Okej… Wyślę ci mejl albo esemesa.

      – Dobrze.

      Odprowadza mnie do drzwi i czeka, aż znajdę w torebce klucze. Otwieram drzwi, a on nachyla się, ujmuje moją brodę i unosi. Jego usta wiszą nad moimi, a potem Christian zamyka oczy i delikatnymi pocałunkami zaznacza szlak od kącika oka do kącika ust.

      Z moich ust wydobywa się cichy jęk.

      – Do jutra – mówi bez tchu.

      – Dobranoc, Christianie. – Słyszę w swoim głosie pragnienie.

      Uśmiecha się.

      – No, wchodź już.

      Przekraczam próg, piastując w objęciach tajemniczą paczkę.

      – Na razie, mała! – woła za mną, po czym odwraca się i z tą swoją swobodną gracją wraca do auta.

      Od razu po przekroczeniu progu mieszkania otwieram karton i znajduję mojego MacBooka Pro, BlackBerry i jeszcze jedno prostokątne pudełko. A to co? Zrywam srebrny papier. W środku kryje się cienkie etui z czarnej skóry.

      Otwieram je, a tam iPad. O niech mnie… iPad. Na ekranie leży biała karteczka z napisaną odręcznie wiadomością od Christiana:

      Anastasio, to dla Ciebie.

      Wiem, co chcesz usłyszeć.

      Muzyka tu umieszczona mówi to za mnie.

      Christian

      Mam w iPadzie miks utworów Christiana Greya. Kręcę głową z dezaprobatą z powodu tego wydatku, ale w głębi duszy jestem uradowana. Jack ma jeden w redakcji, więc wiem, jak się go używa.

      Włączam urządzenie i wciągam głośno powietrze, gdy na ekranie pojawia się tapeta: mały model szybowca. O rany. To Blanik L-23, który mu dałam, stojący na szklanej podstawie chyba na biurku Christiana. Wpatruję się w niego długą chwilę.

      Skleił go! Naprawdę to zrobił. Przypomina mi się, że wspomniał o tym w liściku dołączonym do kwiatów. I już wiem, że temu prezentowi poświęcił dużo uwagi.

      Przesuwam palcem po strzałce na dole ekranu, aby go odblokować, i ponownie łapię oddech. W tle pojawia się zdjęcie, przedstawiające mnie i Christiana w dniu rozdania dyplomów. To, które pojawiło się w „Seattle Times”. Christian jest na nim taki przystojny. Na mojej twarzy wykwita szeroki uśmiech – owszem, i jest mój!

      Przesuwam palcem po ekranie i pojawiają się nowe ikonki. Aplikacja Kindle, iBooks, Words – czymkolwiek to jest.

      Biblioteka Brytyjska? Dotykam ikonki i pojawia się menu: ZBIÓR HISTORYCZNY. Przewijam w dół i wybieram POWIEŚCI Z XVIII I XIX WIEKU. Kolejne menu. Klikam w tytuł: Amerykanin Henry’ego Jamesa. Otwiera się nowe okno, oferujące mi skan egzemplarza książki. O rany – to jedno z pierwszych wydań, z 1879 roku, i mam je w swoim iPadzie! Kupił mi Bibliotekę Brytyjską, do której wchodzi się jednym kliknięciem.

СКАЧАТЬ