Tysiąc Wspaniałych Słońc. Халед Хоссейни
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу TysiÄ…c WspaniaÅ‚ych SÅ‚oÅ„c - Халед Хоссейни страница 16

СКАЧАТЬ Cała drżysz. Może cię przerażam. Czy ja cię przerażam? Boisz się mnie?

      Mariam nie patrzyła na niego, ale wyczuwała w tym pytaniu jakąś podstępną grę, jakby jej dokuczał. Szybko pokręciła głową, co było, jak sobie zaraz uświadomiła, pierwszym kłamstwem w jej małżeństwie.

      – Nie? To dobrze. Dobrze dla ciebie. Cóż, teraz to jest twój dom. Spodoba ci się tutaj. Zobaczysz. Czy wspominałem ci, że mamy elektryczność? Przez większą część dnia i we wszystkie noce?

      Obrócił się, jakby miał wyjść, ale w drzwiach zatrzymał się, zaciągnął papierosem i zmrużył oczy od dymu. Mariam miała wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale się nie odezwał. Zamknął drzwi i zostawił ją samą z walizką i kwiatami.

      10

      Przez pierwszych kilka dni Mariam prawie nie wychodziła z pokoju. O świcie budził ją daleki azan, wezwanie do modłów. Potem znów wczołgiwała się do łóżka. Nie wychodziła z niego, kiedy Raszid wstawał, mył się w łazience, a potem, przed wyjściem do sklepu, zaglądał do niej, sprawdzić, jak się czuje. Przez okno obserwowała, jak wychodzi na podwórko, przywiązuje zawiniątko z drugim śniadaniem do bagażnika roweru, a potem wyprowadza rower na ulicę. Patrzyła, jak odjeżdża, widziała jego szerokie mocne plecy znikające za rogiem na końcu ulicy.

      Przez większą część dnia Mariam leżała w łóżku, czuła się opuszczona, jakby samotnie gdzieś dryfowała. Czasem schodziła na dół do kuchni, przesuwała dłonią po lepkim, zatłuszczonym blacie, winylowych zasłonkach w kwiatki, przesiąkniętych zapachem przypalonych potraw. Przeglądała zawartość obluzowanych szuflad: zdekompletowane łyżki i noże, durszlak i wytarte drewniane szpatułki, które miały służyć jej na co dzień w tym nowym życiu. Wszystko to przypominało jej o spustoszeniu, jakie dokonało się w jej życiu, wywołując w niej poczucie wykorzenienia, wysiedlenia, jakby była intruzem w żywocie należącym do kogoś innego.

      W kolbie jej apetyt był przewidywalny. Tu jej żołądek rzadko dopominał się o jedzenie. Czasem zabierała do salonu talerz z resztką ryżu i kawałkiem chleba i siadała przy oknie. Widziała stamtąd dachy jednopiętrowych domów stojących przy ich ulicy. A także podwórka, kobiety rozwieszające pranie i przeganiające dzieci, kurczaki grzebiące w błocie, szufle i łopaty, przywiązane do drzew krowy.

      Wspominała z tęsknotą letnie noce, kiedy spała z Naną na twardej podłodze chaty, patrząc na księżyc wznoszący się nad Gol Daman, noce tak gorące, że koszule przylepiały im się do piersi niczym mokre liście do okien. Tęskniła za zimowymi popołudniami wypełnionymi czytaniem z mułłą Faizullahem, za brzękiem sopli lodu spadających z drzew na dach, za wronami kraczącymi na obsypanych śniegiem gałęziach.

      Mariam krążyła niespokojnie między kuchnią a salonem, w górę po schodach do swojego pokoju i znów na dół. W końcu wracała do pokoju, odmawiała modlitwy albo po prostu siedziała w łóżku, tęskniąc za mamą i za domem.

      Kiedy słońce z wolna chowało się na zachodzie, niepokój Mariam sięgał zenitu. Na myśl o nadchodzącej nocy, o tym, że Raszid mógłby wreszcie postanowić, że zrobi jej to, co mężowie robią swoim żonom, szczękały jej zęby. Leżała w łóżku, zdenerwowana, a Raszid jadł samotnie kolację na dole.

      Zawsze zatrzymywał się przy jej pokoju i zaglądał do środka.

      – Chyba jeszcze nie śpisz? Jest dopiero siódma. Śpisz? Odpowiedz. No, odpowiedz.

      Nalegał tak długo, aż Mariam z głębi ciemnego pokoju odpowiadała: „Jestem tutaj”.

      Wchodził i siadał w progu. Z łóżka widziała jego masywną sylwetkę, długie nogi, kłęby dymu wirujące wokół jego haczykowatego nosa, rozżarzony koniec papierosa, na przemian jaśniejący i ciemniejący.

      Opowiadał jej o swoim dniu. O mokasynach zamówionych przez wiceministra spraw zagranicznych – który, jak powiedział Raszid, kupował buty wyłącznie u niego. O zamówieniu na sandały dla polskiego dyplomaty i jego żony. Opowiadał jej o przesądach różnych ludzi na temat butów: że zakładanie ich, kiedy siedzi się na łóżku, sprowadza śmierć na rodzinę, że jeśli założy się but najpierw na lewą nogę, dojdzie do kłótni.

      – Chyba że ktoś zrobił to niechcący w piątek – mówił. – A wiedziałaś, że jeśli się zwiąże buty razem i zawiesi na gwoździu, to jest to zły znak?

      Raszid nie wierzył w to wszystko. Jego zdaniem przesądy były kobiecą sprawą.

      Opowiadał jej o tym, co usłyszał na ulicy, na przykład, że amerykański prezydent Richard Nixon podał się do dymisji z powodu skandalu.

      Mariam, która nigdy nie słyszała o Nixonie ani o skandalu, który zmusił go do dymisji, nic nie odpowiedziała. Pełna niepokoju czekała, aż Raszid skończy mówić, zgasi papierosa i wyjdzie. Dopiero gdy słyszała jego kroki w przedpokoju, a potem trzask otwieranych i zamykanych drzwi do sypialni, metalowa pięść zaciskająca jej żołądek znikała.

      A potem którejś nocy zgasił papierosa i zamiast powiedzieć dobranoc, oparł się o framugę drzwi.

      – Czy zamierzasz kiedyś to rozpakować? – spytał, wskazując głową jej walizkę. Skrzyżował ręce na piersiach. – Domyślałem się, że możesz potrzebować trochę czasu. Ale to robi się absurdalne. Minął tydzień i… Cóż, w takim razie oczekuję, że od jutra zaczniesz zachowywać się jak żona. Fahmidi? Czy to jasne?

      Mariam zaczęła szczękać zębami.

      – Muszę usłyszeć odpowiedź.

      – Tak.

      – Dobrze – powiedział. – Co ty sobie myślałaś? Że to jakiś hotel? Że jestem jakimś hotelarzem? Cóż, to… Och. Och. La ilaha illa Allahu. Co ja mówiłem na temat płakania, Mariam? Co ja mówiłem na temat płakania?

      Następnego ranka, po wyjściu Raszida do pracy, Mariam rozpakowała swoje ubrania i ułożyła je w bieliźniarce. Przyniosła wiadro wody ze studni i umyła ścierką okna w swoim pokoju i w salonie na dole. Zamiotła podłogę, zdjęła pajęczyny z kątów pod sufitem i otworzyła okna, aby przewietrzyć dom.

      Namoczyła trzy filiżanki soczewicy w garnku, znalazła nóż i pokroiła kilka marchewek i dwa ziemniaki i je również namoczyła. Poszukała mąki, którą znalazła w głębi szafki za rzędem brudnych słoików z przyprawami, i zrobiła ciasto, zagniatając je tak, jak uczyła ją Nana, nadgarstkami dłoni, wywijając zewnętrzną krawędź, odwracając ciasto i znów je ugniatając. Posypała ciasto mąką, owinęła w wilgotną szmatkę, włożyła do hidżabu i ruszyła do wspólnego pieca tandur.

      Raszid powiedział jej, gdzie jest piec. Trzeba było pójść w dół ulicy, a potem skręcić w lewo i od razu w prawo, ale wystarczyło, że Mariam ruszyła za strumieniem kobiet i dzieci idących w tę samą stronę. Dzieci, które zobaczyła Mariam, uganiające się za swoimi matkami albo uciekające od nich, ubrane były w zniszczone koszule, wielokrotnie cerowane i łatane. Ich spodnie były za duże albo za małe, a sandały miały poobrywane paski, które plątały im się pod nogami. Dzieci toczyły za pomocą kijów stare opony od rowerów.

      Ich СКАЧАТЬ