Belgravia Schadzka - odcinek 5. Julian Fellowes
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Belgravia Schadzka - odcinek 5 - Julian Fellowes страница 3

Название: Belgravia Schadzka - odcinek 5

Автор: Julian Fellowes

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-65586-12-4

isbn:

СКАЧАТЬ miał bujną palmę w donicy. Wydał się jej jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętała, znacznie bardziej atrakcyjny od jej żałosnego męża. Klucząc między stolikami, uświadomiła sobie z pewnym zaskoczeniem, że teraz, kiedy ten moment nastąpił, trochę się denerwuje. I nie chodzi tu o perspektywę przygody; od prawie dwóch lat wiedziała, że to prędzej czy później nastąpi, bo okazjonalne obmacywanki z Oliverem dawały jej zbyt mało satysfakcji. W dodatku była bezpłodna. Kiedyś z tego powodu cierpiała, teraz jednak dostrzegła w tym pewien pożytek. Pozwoliła sobie na uśmiech. Ta nerwowość musi być pozostałością po dziewczęcej pruderii, która cudem przetrwała w twardej kobiecie, jaką się stała po latach. Spuściła głowę, żeby nie napotkać wzroku którejś z pań siedzących w pobliżu przy herbacie. Te z jej własnego kółka raczej nie bywały w Morley’s, jak słusznie zauważył John, ale nigdy dość ostrożności. Stolica to wbrew pozorom nieduże miasto, a reputację można stracić w jedno popołudnie.

      Szybko usiadła plecami do sali i rzuciła okiem na Johna. Jako doświadczony w tych sprawach, przynajmniej we własnym mniemaniu, wziął na siebie rozluźnienie atmosfery, na co Susan mu pozwoliła. Dobrze wiedziała, że aby mieć pełną satysfakcję z przygody, mężczyzna potrzebuje dreszczyku zdobywcy niewzruszonej cnoty, a jej przecież bardzo zależało na jego zadowoleniu. Skromny rumieniec odegrał należycie swoją rolę i w niedługim czasie John zaczął sugerować następne spotkanie, tym razem w nieco innych okolicznościach.

      Prawdę rzekłszy, Susan nie miała wielkiego pożytku z Olivera jako męża. Przez pierwszych pięć lat małżeństwa daremnie próbowali począć dziecko, a potem mąż na dobre z niej zrezygnował. Nie do końca go za to winiła. Odkąd stało się jasne, że dziecka nie będzie, pożycie małżeńskie przestało ich nęcić. Nie dyskutowali o tym jednak, najwyżej rzucali w kłótni jakąś obraźliwą uwagę albo trzymali to jako argument na szczególnie przykrą wieczorną rozmowę w jej garderobie, zwłaszcza jeśli Oliver za dużo wypił. Z czasem jednak Susan uświadomiła sobie, że jako bezdzietna żona straciła władzę nad mężem, a nad teściami nigdy jej nie uzyska. Dlatego jeśli nie będzie ostrożna, może w ogóle zostać na lodzie. Nawet własny ojciec przestał się nią interesować, a chociaż to akurat zawdzięczała w znacznym stopniu swojej rozrzutności, wolała myśleć, że rozczarowała go niezdolność córki do macierzyństwa. Nie będzie miał następców i nie wiadomo, czy potrafi jej to wybaczyć. Co do Trenchardów, to z pewnością ucieszyliby się, gdyby umarła na jakąś chorobę. Oliver mógłby wtedy znaleźć drugą żonę, która wreszcie zapełniłaby dziecięce pokoje przy Eaton Square. I być może świadomość tej właśnie gorzkiej prawdy doprowadziła Susan do przekonania, że jeśli chce zaznać jeszcze w życiu jakiejś satysfakcji, to powinna sama znaleźć do niej drogę. Naturalnie wymagało to czasu, przejścia od optymizmu, przez utratę złudzeń, aż do determinacji, by rozpocząć własne życie… i właśnie gdy te pomysły nabrały realnego kształtu, Susan poznała Johna Bellasisa.

      Tak więc tego popołudnia, kiedy John zaproponował przejażdżkę do Isleworth, gdzie jak twierdził, wynajmował „mieszkanko, do którego ucieka od londyńskiego zgiełku”, Susan tylko pro forma udała, że się waha. Musiała jedynie poszukać pretekstu do jednodniowej wycieczki do Isleworth. Zdecydowała się podać prawdziwe miejsce na wypadek, gdyby ktoś miał ją tam zobaczyć. Ostatecznie wyjaśniła, że myśli o kupnie sadu i chce zapoznać się z ofertami. Wiele dużych londyńskich domów utrzymywało w tej okolicy sady, traktując je jako źródło zaopatrzenia w świeże owoce latem i jesienią, i chociaż z początku Oliver marudził, że to on powinien dokonać transakcji, ostatecznie się nie sprzeciwił. Dla dopełnienia obrazu swojej niewinności Susan postanowiła zabrać Speer i nawet znalazła miejsce, w którym pokojowa na nią zaczeka.

      I tak właśnie zrobiły: Speer miała zatrzymać się w Bridge Inn, gospodzie nieopodal domku Johna, i od godziny trzeciej czekać tam na swoją panią. Gdy to zostało uzgodnione, Susan poszła dalej pieszo, zostawiając stangreta w absolutnej nieświadomości. Nawet służba wiedziała o zamiarze nabycia sadu, co dawało Susan pretekst do kolejnych wizyt w tych stronach.

      – Pomyślałem, że dam odpocząć swojemu koniowi i wrócę razem z tobą – zaproponował John, gładząc kciukiem jej policzek.

      – Ach, to by było cudownie – odparła, przeciągając się sennie – gdybyśmy tylko mogli sobie na to pozwolić.

      – A nie możemy?

      Rzuciła mu leniwy uśmiech – obietnicę czegoś więcej w przyszłości.

      – Jeżdżę powozem męża w towarzystwie pokojowej.

      John z początku nie pojął, o co jej chodzi. Chyba można przesadzić służącą na kozioł, obok stangreta? Najwyżej ktoś go zobaczy z ładną mężatką w powozie jej małżonka. Po chwili jednak nawet on zrozumiał, jakie to ważne dla Susan, z której miny jasno wynikało, że rzecz nie wchodzi w rachubę. Przebiegło mu przez myśl, że ma do czynienia z kimś równie silnym jak on, kto tak samo panuje nad sytuacją, ale wrażenie szybko minęło i teraz widział tylko roześmianą, szaleńczo zakochaną kobietę, leżącą na poduszkach z przymkniętymi oczami. To go uspokoiło i nie próbował już naciskać.

      Z westchnieniem sugerującym, że jej najgorętszym życzeniem jest pozostać tu z nim na zawsze, Susan wstała z łóżka i włożyła koszulę. Stąpając bosymi stopami po wspaniałym tureckim dywanie, podeszła do okna i podniosła z podłogi gorset.

      – Speer czeka na mnie w gospodzie – złożyła usta w dzióbek – więc musisz mi z tym pomóc.

      John uniósł brwi i też wydał teatralne westchnienie. Roześmiali się oboje, chociaż prawdę rzekłszy, nużyły go nieco zawiłości damskich strojów.

      – Mam to zasznurować?

      – Nie, takie komedie to tylko w teatrze. Sznurówki są już zaciągnięte, ale te haftki z przodu mogą stawiać pewien opór.

      Zapinanie piekielnych haftek zajęło mu ponad pięć minut, a potem czekał go cały rząd guziczków z tyłu sukni. W pokoju robiło się coraz duszniej i palce mu się pociły przy zmaganiach z żółtym jedwabiem.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QC6RXhpZgAATU0AKgAAAAgAAYdpAAQAAAABAAAAGgAAAAAAAZKGAAcAAACGAAAALAAAAABVTklDT0RFAABKAFAARQBHACAARQBuAGMAbwBkAGUAcgAgAEMAbwBwAHkAcgBpAGcAaAB0ACAAMQA5ADkAOAAsACAASgBhAG0AZQ СКАЧАТЬ